Narodziny i śmierć definiują życie swoją nieuchronnością i ostatecznością. Dzień w dzień umierają tysiące osób, rozsianych po tej planecie niczym mrówki. Dotyczy to również mikroskopijnej grupki moich znajomych, którzy gasną jak świece i znikają bez względu na wiek.
Każde z tych rozstań przeżywam inaczej. Kształt żałobie nadają dokonania zmarłego, przyczyny i okoliczności śmierci, a przede wszystkim nasze osobiste relacje. Wczoraj wieczorem dowiedziałem się o tragicznym wypadku Khały Njingczaka. Poczułem przeszywający ból i straszny żal, choć nie byliśmy bliskimi przyjaciółmi i spotkaliśmy się tylko kilka razy. Ciągle nie mogę się otrząsnąć. Wszyscy są zgodni, że Khała – niesłychanie inteligenty i pełen pasji – był jednym z najbardziej obiecujących młodych pisarzy tybetańskich. Ale nie myślmy o tej stracie w ten sposób. Wielu się to nie spodoba, niemniej z pełnym przekonaniem powiem, że my, Tybetańczycy, uwielbiamy czcić zmarłych, nie znosząc żywych. Dlatego uważam, iż na naszą szczególną uwagę i pamięć zasługuje fakt, że ten młody, niezwykle utalentowany człowiek oddał życie, żeby chronić przyrodę jeziora Co Ngyn.
W ostatnich latach władze i eksperci mówią jednym głosem o kruchości środowiska Płaskowyżu Tybetańskiego i konsekwencjach jego dewastacji dla milionów mieszkańców Azji. Hasła „ochrony przyrody” zaczynają przypominać mantry z codziennych modlitw. Mimo tego ferworu i jazgotu nasze góry i łąki, nasze jeziora i rzeki, nasze zwierzęta i lasy mają się jednak coraz gorzej, „nielegalnie” zatruwane, pustoszone, wycinane i dziesiątkowane. Gdzie są te ich „przepisy i standardy”, gdy naszą Matkę Ziemię gwałcą i torturują w każdym zakątku Tybetu? Gdzie chowają się wtedy wszyscy policjanci i esbecy? Nie, nigdzie nie uciekli. Wystarczy chwilę poskrobać, a okazuje się, że środowisko wspólnymi siłami niszczy zachłanny wielki biznes i przymykający oczy na jego poczynania lokalny aparat. To za sprawą tych ludzi i ich interesów stalowe, kłusownicze sieci kalają nawet turkusowe zwierciadło najświętszego jeziora Tybetu. Walka z tym procederem nie powinna być zadaniem pisarza, którego jedyną bronią jest pióro. To obowiązek ludzi pochowanych za drzwiami z mnóstwem tabliczek. W końcu karmimy ich i ubieramy z naszych podatków.
Ale tej nocy, gdy turkusowe zwierciadło Płaskowyżu brali we władanie mordercy złotych ryb, utrzymywani przez nas aparatczycy najwyraźniej twardo spali, śniąc o wlewaniu w siebie wódy i opychaniu się mięsem. Ratowanie tysięcy uwięzionych w stalowych sieciach istot zostawili młodemu pisarzowi, który ukochał tę ziemię ponad wszystko. Wypłynął w morze i już do nas nie wrócił. Khała Njingczak, poeta, autor opowiadań dla dzieci i obrońca przyrody. Sumienie i akt najwyższego poświęcenia uczyniły zeń symbol ochrony środowiska naturalnego Tybetu. Mam nadzieję, że będziemy go pamiętać jak nieustraszonego Sonama Dhargje, który oddał życie za antylopy cziru. Postawmy mu pomnik, który będą widziały góry, łąki i złote ryby z jeziora Co Ngyn. Spocznie w spokoju, jeśli podtrzymamy jego marzenie i dzieło, przypominając temu oraz następnym pokoleniom o wadze i doniosłości chronienia środowiska naturalnego.
26 lipca 2012
Go Szerab Gjaco (w skrócie Goszer) jest mnichem i popularnym, wpływowym pisarzem.