Tenzin Czophel, czterdziestoletni biznesmen z Nagczu (chiń. Naqu) w Tybetańskim Regionie Autonomicznym, „zaginął” po marcowym zatrzymaniu w porcie lotniczym w Lhasie.
Według tybetańskich źródeł najbliżsi od pięciu miesięcy nie mogą ustalić, gdzie jest przetrzymywany. Wiedzą tylko, że zatrzymano go na stołecznym lotnisku Gongkar po przylocie z Chengdu, stolicy prowincji Sichuan.
Po zatrzymaniu policja przeszukała dom biznesmena i znalazła „zdjęcia oraz publikacje związane z Dalajlamą”.
„Bliscy boją się o bezpieczeństwo Tenzina Czophela, bo wszyscy pamiętają tu sprawę Ngałanga Gjalcena, którego uprowadzono w 2015 roku i poddawano nieludzkim torturom przed skazaniem na cztery lata więzienia”. Nikt się nie domyśla, pod jakim zarzutem go zatrzymano. Wiadomo tylko, że był rzecznikiem „tybetańskiej jedności” i przed kilku laty przekonywał lokalne władze do chronienia świętych gór Nagczu.