W Serszulu (chiń. Shiqu), w prefekturze Kardze (chiń. Ganzi) prowincji Sichuan 29 kwietnia zatrzymano czterech Tybetańczyków, z których jeden modlił się publicznie i wołał o uwolnienie Panczenlamy (wskazanego zgodnie z tybetańską tradycją i uprowadzonego przez władze chińskie w 1995 roku).
Zatrzymani sprzątali na wzgórzu za klasztorem przed ceremonią zawieszenia nowych flag modlitewnych. W tym samym czasie inni zbierali tam jarca gumbu (lecznicze grzyby gąsienicowe, będące głównym źródłem dochodów Tybetańczyków w tym regionie).
Według lokalnych źródeł dwudziestoletni Łangczen – który „nigdy nie chodził do szkoły i utrzymuje się z udziału w wyścigach konnych” – zaczął nagle „modlić się na cały głos i wołać o uwolnienie Panczenlamy oraz powrót Dalajlamy do Tybetu”. Towarzyszący mu trzej mężczyźni „nie skandowali żadnych haseł”, a zbieracze radzili, żeby „uważał na słowa, bo zostanie aresztowany”. Łangczen „odkrzyknął, że w proteście przeciwko chińskim rządom podpalił się już ponad stu pięćdziesięciu Tybetańczyków i że wszyscy powinni czuć się odpowiedzialni za wspólną sprawę”.
Kiedy mężczyźni zeszli ze wzgórza, zostali zatrzymani przez policję i przewiezieni do izby zatrzymań w Serszulu. Po jakimś czasie „zwolniono niemowę”, ale dwóch innych – Lobsang i Jonten – czeka z Łangczenem na wyrok, który „ma zapaść w ciągu 15 dni”.