Therang: Szokdziang – o szczególnym przyjacielu w szczególnym dniu

Przyszli po mnie dokładnie pięć lat temu, rano, znienacka. Wzięli też mojego przyjaciela, którego dziś wspominam. Zarzucili nam na głowy czarne worki, skuli ręce i powieźli do więzienia, gdzie dostaliśmy po maleńkiej, wąskiej celi. On siedział dokładnie naprzeciwko. Dostrzegałem go, ilekroć otwierali drzwi, i wiedziałem, że szuka mnie wzrokiem. Domyślam się, że widział mnie wyraźnie, bo unosił brwi, studiując moją twarz z wielkim skupieniem i troską. Wciąż mam przed oczami to przeszywające, dociekliwe spojrzenie. Potem napisałem mu z więzienia list, w którym opowiadałem o wrażeniach i uczuciach z tamtego lochu. Za kratami emocje mają szczególną intensywność i moc. Dziś próbuję je odtworzyć. Jestem po drugiej stronie muru, ale niosę w sobie nietającą więzienną zmarzlinę, pamięć na zawsze skutą lodem.

Byłem tam przetrzymywany trzy dni. Cały czas siedziałem na stołku ze skutymi nogami i gapiłem się przed siebie, na jego celę. Nie dało się spać ani jeść tego, co przynosili. On przeżywał to samo. Potem nagle przeniesiono mnie do innego więzienia. Ta chwila mu umknęła. Wpatrywałem się w mrok jego lochu, licząc, że coś w nim zamajaczy. Aresztowany, straciłem stosy bezcennych książek, wyprowadzany z tej nory, rozstawałem się z przyjacielem, z którym zostałem uwięziony. Pojechałem z transportem do Sichuanu, on został w Lanzhou.

Pochodzi z Gengji w Labrangu. Naprawdę nazywa się Druklo. Najczęściej przezywałem go „staruchem z Labrangu”, sam podpisywał się „Szokdziang”. Na uczelni byliśmy w tej samej grupie. Wcześniej prowadziliśmy dyskusje, właściwie spieraliśmy się w sieci. W akademiku umieścili nas przypadkiem w jednym pokoju i tak zaczęła się nasza przyjaźń, która przetrwała potem wiele prób. Bardzo ją sobie cenię. Na Szokdziangu można naprawdę polegać; jest młody, zdolny, uduchowiony, pełen marzeń i planów.

Tęskniłem za nim w więzieniu, pisałem mu o swoich przeżyciach i uczuciach. Przysłał mi książkę przez pewną koleżankę, autobiografię Nelsona Mandeli. W opisie dwudziestu siedmiu lat walki za kratami znalazłem odwagę i siłę do trwania przy swoim w najtrudniejszych chwilach. Jestem za to nieskończenie wdzięczny i czuję się wielkim dłużnikiem Szokdzianga.

Mamy dziś szóstego kwietnia 2015 roku. Dokładnie pięć lat temu zatrzymała nas chińska bezpieka. Nigdy nie zapomnę tego dnia, bo ciągle do niego wracam. I wcale – jak można by się spodziewać – nie za sprawą złości, oburzenia, poczucia żalu czy straty, choć zrobiono wtedy ze mnie przestępcę tylko przez to, że jestem Tybetańczykiem, sam zaś nigdy nie uznałem swojej winy i nie pogodziłem się z krzywdą. Niemniej to dzień niezapomniany z powodów, których nigdy chyba nie zdołam opisać słowami.

I przypominam sobie teraz tamten dzień, wyraźnie, ze wszystkimi szczegółami. Jak obcinają mi długie włosy i golą głowę. Mojego dumnego, hardego przyjaciela. Szokdziang był zawsze pełen werwy i entuzjazmu. Nigdy nie bał się mówić, co myśli. Nigdy nie stracił odwagi i nie przestał pragnąć wolności. Swój czas i talent poświęcił walce z ciemnością i uciskiem. Kiedy taki głos cichnie, zamiera na chwilę lub na zawsze, wiedzcie, że stoi za tym ołowiana chmura rządów prześladowań i terroru.

O, mój przyjacielu.

O, synu pogrążonej w mroku Krainy Śniegu.

 

6 kwietnia 2015

 

Therang-Szokdziang-Blog

Therang jest jednym z najbardziej wpływowych młodych tybetańskich pisarzy. Szokdziang – z którym studiował w Instytucie Narodowości w Lanzhou – został zatrzymany 19 marca 2015 roku.