Yujian Zhang: Spotkanie chińskiego studenta ze zwykłym buddyjskim mnichem

W kontekście relacji tybetańsko-chińskich różnica wieku – sześćdziesiąt lat – nie jest przeszkodą we wzajemnym zrozumieniu, tylko katalizatorem idei.

Tybet pozostaje najbardziej tajemniczym miejscem na Ziemi, a nasze relacje są znacznie starsze od obecnego konfliktu. Dwudziesty wiek przyniósł Tybetowi nieopisaną tragedię. Rządy Mao, rewolucja kulturalna i kampania wielkiego skoku wykopały między naszymi narodami przepaść, która niestety wciąż się pogłębia.

Siedem lat temu, jako uczeń szkoły średniej, zobaczyłem zdjęcie Dalajlamy, które tak mnie zaintrygowało, że po wyjeździe z Chin zacząłem szukać informacji. Zachodnie media widziały w nim człowieka miłości i pokoju, podczas gdy komunistyczny chińska propaganda od lat przedstawiała go jako „wilka w szatach mnicha”. Nic dziwnego, że wielu Chińczyków wpada w histerię, słysząc to imię.

Zacząłem czytać o historii, języku, kulturze, religii i polityce. Przez cenzurę trudno się czegoś dowiedzieć o sytuacji w latach czterdziestych i pięćdziesiątych, ale nawet tekst Siedemnastopunktowej ugody daje do myślenia. Straszak „separatyzmu” sprawia, że większość Chińczyków odruchowo się cofa i nie ma pojęcia, że Tybetańczycy zabiegają dziś tylko o autentyczną autonomię.

Polityka drogi środka zasadza się na uznaniu za Tybet trzech tradycyjnych dzielnic U-Cangu, Khamu i Amdo (a nie tylko Tybetańskiego Regionu Autonomicznego) i pozostaniu w granicach Chin. Kiedy mówię o tym chińskim znajomym, łapią się za głowy, bo nie mają pojęcia, że Centralna Administracja Tybetańska (nazywana wcześniej kaszagiem i rządem na wychodźstwie) od dziesięcioleci nie zabiega o niepodległość. Tylko siła komunistycznej propagandy sprawia, że nie wiedzą o tym, nawet mieszkając za granicą i mając łatwy dostęp do rzetelnej informacji.

Najlepszą metodą na rozwianie nieporozumień są bezpośredniej kontakty. Dalajlama i jego administracja utworzyli specjalne biura łącznikowe w Stanach Zjednoczonych, Europie i Australii, dzięki czemu mogłem spotkać się w Melbourne z Kelsangiem Gjalcenem, który mówi płynnie po chińsku z tybetańskim akcentem. Nasze rozmowy bardzo poszerzyły moje horyzonty. Jestem przekonany, że gdyby Chińczycy i Tybetańczycy mieli szansę dyskutowania ze sobą, wymiany idei i myśli, szybko byśmy się porozumieli. A przy okazji okazało się, że mogą spotkać się z samym Dalajlamą!

Jechałem do Indii pełen ekscytacji i radości. W Delhi dowiedziałem się, że Jego Świątobliwość prawdopodobnie nie odwiedzi Bodh Gai, gdzie miałem go zobaczyć, ale nie zmieniłem planów i udałem się do tego sanktuarium, które wydaje się odporne na upływ czasu.

Moja audiencja odbyła się w Dharamsali, w której sędziwy już Dalajlama mieszka od sześćdziesięciu lat. Przyjmuje tu gości z całego świata. Tybetańczycy ryzykują życiem, żeby dostać się do tej oazy wolności, nie brakuje też Chińczyków praktykujących buddyzm tybetański.

Zdawałoby się, że różnica wieku, narodowości i statusu nie sprzyja rozmowie, ale z całą pewnością nie było tak w tym przypadku!

Najpierw zapytałem o równość płci. Jego Świątobliwość odparł, że dla Buddy wszyscy adepci byli równi. Dzięki wysiłkom Dalajlamy mniszki mają dziś dostęp do pełnych monastycznych studiów, które – po dwudziestu latach – wieńczy zdobycie tytułu gesze.

Potem mówiliśmy o tradycji indyjskiego uniwersytetu buddyjskiego Nalanda, o tradycji sanskryckiej, która kładzie nacisk na logikę i psychologię, łączy studia z praktyką, zachęcając do kwestionowania nauk samego Buddy. Fizyka kwantowa nie narodziła się współcześnie na Zachodzie, tylko w starożytnych Indiach. Buddyzm chiński wyrasta z tego samego pnia. Jego Świątobliwość regularnie spotyka się z uczonymi. Do studiowania Dharmy – obserwowania i analizowania wszechrzeczy (logika) oraz pielęgnowania spokoju wewnętrznego (psychologia) – zachęca nie tylko sanghę, ale także świeckich – w tym mnie! „Samo wzywanie imienia Buddy nie zda się bowiem na wiele”.

Po trzecie, i Komunistyczna Partia Chin, i Dalajlama zgadzają się, że nie ma sprzeczności między socjalizmem a buddyzmem. Prawdziwy socjalizm to współczucie, poszanowania cudzych praw i troska o najsłabszych. Współczesne Chiny są mieszkanką socjalizmu i kapitalizmu. Socjalizm schodzi jednak na drugi plan i sprowadza się do frazesów, ponieważ wszystko kręci się wokół pieniędzy.

Zanim się rozstaliśmy, Jego Świątobliwość wspomniał jeszcze niedawne spotkanie z Barackiem Obamą, mówiąc, że liczy, iż były prezydent Stanów Zjednoczonych będzie aktywnie działał na rzecz światowego pokoju.

Możliwość spotkania z Dalajlamą była dla mnie prawdziwym darem. Mam pełne zaufanie do mądrości, troski o świat i wizji Jego Świątobliwości. Namawiam wszystkich chińskich przyjaciół, żeby poszli w moje ślady.

 

1 listopada 2019

 

 

Za Tibet.net