Po rewolucji kulturalnej władze chińskie zmieniły politykę wobec Tybetu. W 1979 roku Jego Świątobliwość wysłał pierwszą z trzech delegacji (Chińczycy mówią o nich „goście”), by przedstawiciele diaspory przekonali się o sytuacji na własne oczy.

Po rewolucji kulturalnej władze chińskie zmieniły politykę wobec Tybetu. W 1979 roku Jego Świątobliwość wysłał pierwszą z trzech delegacji (Chińczycy mówią o nich „goście”), by przedstawiciele diaspory przekonali się o sytuacji na własne oczy.
Sikjong Penpa Cering poinformował media diaspory, że otrzymuje „pozytywne sygnały” z Chin w sprawie „dialogu”.
Tybet przykuwa uwagę świata już od miesiąca. Jeśli reżim Hu i Wena nie znajdzie konstruktywnego rozwiązania, tybetańskie protesty oraz oburzenie społeczności międzynarodowej mogą potrwać do lata i położyć się cieniem na igrzyskach olimpijskich. Ostrzeżeniem niech będą demonstracje na trasie zagranicznej sztafety ze zniczem.
Według nieoficjalnych wyników drugiej tury wyborów następnym sikjongiem Centralnej Administracji Tybetańskiej na wychodźstwie będzie Penpa Cering.
Analizując tybetańskie protesty z dwa tysiące ósmego roku, Wang Lixiong zaczął mówić o „demokratycznym charakterze biurokracji” i uznał go za podstawę procesu „mechanizacji władzy”. Skoro wehikułem rządów autokratycznych może być jedynie struktura biurokratów, będzie ona sabotować i blokować – opóźniając, zaniechując, wypaczając – wszystko, co nie leży w jej interesie. W ten sposób skutecznie uniemożliwia wierchuszce uprawianie jakiejkolwiek realnej polityki i osiąganie wyznaczonych celów. Wang Lixiong nazywa ów oddolny opór materii właśnie „demokratyczną” naturą biurokracji.
Na początku listopada 2012 roku Wang Lixiong wdał się w internetową dyskusję ze znajomym, Tybetańczykiem mieszkającym za granicą, i pozwolił mi zerkać sobie przez ramię. Są dobrymi przyjaciółmi, rozmawiali więc otwarcie i szczerze. Efekty poniżej (interlokutor Wanga będzie tu występował pod pseudonimem „Bodpa”, co w naszym języku oznacza po prostu „Tybetańczyka”).
Jako Chińczycy jesteśmy najgłębiej przekonani o wartości idei „Drogi Środka” jako sposobu rozwiązania problemu Tybetu, promowania pojednania między naszymi narodami oraz demokracji w Chinach.
Nie przeczytałam jeszcze książki „Kiedy wzleci żelazny ptak: 1956–1962, tajna wojna w Tybecie” Li Jianglin, chińskiej pisarki mieszkającej w Stanach Zjednoczonych. Znam tylko dostępny w internecie wstęp autorki i kilka recenzji. Odzywam się z powodu jednego zdania ze wspomnianej przedmowy:
„Od połowy lat pięćdziesiątych do początków następnej dekady w południowych i północno-zachodnich regionach Chin toczyła się zażarta wojna na terenach zamieszkiwanych przez Tybetańczyków, czyli we współczesnym tak zwanym »Tybetańskim Regionie Autonomicznym« oraz »ziemiach tybetańskich należących do czterech sąsiednich prowincji«. Po jednej stronie walczyły wyposażone w nowoczesną broń oddziały polowe Armii Ludowo-Wyzwoleńczej oraz doskonale wyszkolona milicja ludowa, po drugiej zaś tybetańscy koczownicy, mnisi i garść oficjeli, uzbrojonych w swojskie karabiny i miecze”.
Z pozoru wydawać się może, iż problem Tybetu ma charakter historyczny i bierze się z faktu, że w 1959 roku uciekł do Indii Dalajlama oraz ponad sto tysięcy Tybetańczyków. Niemniej jednak prawdziwy problem tkwi w kraju, a nie poza jego granicami. Gdyby wywoływali go tylko uchodźcy, nie stanowiłby dla Chin zagrożenia. Społeczność międzynarodowa często mówi władzom chińskim, że jeśli szybko nie uporają się z tą kwestią, tybetańska diaspora sięgnie w końcu po przemoc. Dla Pekinu, który posiada najliczniejszą armię na świecie, nie jest to jednak żadne niebezpieczeństwo.
Lodi Gjari jest jedną z najważniejszych postaci tybetańskiej diaspory. Jako „specjalny wysłannik” Dalajlamy odpowiada za dwie kluczowe kwestie: stosunki ze Stanami Zjednoczonymi i kontakty z Chinami. Te pierwsze – w gruncie rzeczy najważniejsze paliwo Tybetu na wychodźstwie – są właściwie jego wyłączną domeną. Mieszkając tam od kilkudziesięciu lat, Lodi Gjari nawiązał kontakty z niezliczonymi przedstawicielami amerykańskiej elity od Białego Domu i Kongresu po celebrytów. Ze wszystkimi doskonale się dogaduje. Pod tym względem jest z pewnością niezastąpiony. Nikt tego nie kwestionuje.