Dalajlama: O mediach

Jeżeli edukacja stanowi pierwsze z najważniejszych narzędzi budowania lepszego, spokojniejszego świata, to drugim są środki masowego przekazu. Każdy polityk wie, że nie jest już jedynym władcą. Filmy i telewizja, gazety, książki, radio wywierają dziś na jednostki wpływ, o jakim przed stuleciem nikt nawet nie śnił. Ta władza nakłada ogromną odpowiedzialność na wszystkich, którzy pracują w mediach. A także na nas – odbiorców – którzy słuchają, czytają i oglądają. My również odgrywamy tu rolę, decydując, co czerpiemy ze środków masowego przekazu. W końcu to my trzymamy pilota.

Nie znaczy to, oczywiście, że opowiadam się za dziennikarstwem dobrotliwym, nudnym, pozbawionym elementu rozrywki. Wprost przeciwnie, jeśli mowa o dziennikarstwie zaangażowanym, szanuję i doceniam interwencje mediów. Nie wszystkie osoby publiczne, niestety, sumiennie wywiązują się ze swoich obowiązków. Trzeba nam więc dziennikarzy, którzy wtykają nosy, długie jak trąba słonia, w sprawy notabli, ujawniając zło i bezprawie. Gdy jakaś sława lub znakomitość ukrywa coś przed światem za promiennym uśmiechem, powinniśmy o tym wiedzieć. Obraz siebie, jaki prezentujemy innym, nie powinien odbiegać od naszego życia wewnętrznego. W końcu osoba jest jedna. Jeżeli kłócą się one ze sobą, nie zasługujemy na zaufanie. Dziennikarze nie mogą jednak działać z niskich pobudek. Brak bezstronności i szacunku dla praw bliźnich splami ich pracę, odbierze jej wartość.

Jeśli idzie o seks i przemoc w mediach, należy wziąć pod uwagę wiele czynników. Po pierwsze, nie ulega wątpliwości, że wielu odbiorców lubi wrażenia, jakie wywołują w nich takie materiały. Po drugie, szczerze wątpię, by producenci i nadawcy programów pełnych seksu i przemocy kierowali się pragnieniem zrobienia komuś krzywdy. Niewątpliwie idzie im wyłącznie o zysk. Czy, samo w sobie, jest to pozytywne czy negatywne – to dla mnie kwestia drugorzędna. Najważniejsze pytanie brzmi, czy może przynieść pozytywne – z perspektywy etyki – skutki. Jeżeli pokazanie przemocy w filmie wzbudza w widzach współczucie, to być może jest ona usprawiedliwiona. Jeśli jednak nagromadzenie obrazów gwałtu prowadzi do zobojętnienia, to, moim zdaniem – nie. Takie znieczulanie serc może być wręcz potencjalnie niebezpieczne. Łatwo bowiem prowadzi do obojętności.

Kiedy media poświęcają zbyt wiele uwagi negatywnym aspektom natury ludzkiej, istnieje niebezpieczeństwo, że damy się przekonać, iż gwałt i agresja są naszymi głównymi cechami. Tak jednak nie jest. Fakt, iż przemoc interesuje dziennikarzy, świadczy o czymś wręcz przeciwnym. O rzeczach dobrych nie mówi się właśnie dlatego, że jest ich bardzo wiele. Zastanówmy się nad tym: w każdej chwili, w tej chwili, wyświadcza się na całym świecie setki milionów uprzejmości. Choć niechybnie zadaje się również gwałt, sytuacji takich jest z pewnością znacznie mniej. Jeśli media mają być etycznie odpowiedzialne, powinny odzwierciedlać ten prosty fakt.

Niewątpliwie działalność mediów musi być regulowana. Fakt, iż nie pozwalamy dzieciom na oglądanie niektórych programów, świadczy o tym, że w określonych okolicznościach pewne rzeczy uznajemy za stosowne, a inne nie. Trudno jednak powiedzieć, czy należy to robić za pomocą przepisów. Dyscyplina jest skuteczna tylko wtedy, gdy pochodzi z wnętrza człowieka. Być może najlepszą receptą na zdrowe media jest edukacja naszych dzieci. Jeżeli zaszczepimy im świadomość spoczywających na nich obowiązków, będą bardziej zdyscyplinowane, podejmując pracę w środkach masowego przekazu.

Choć trudno chyba liczyć na to, że media zaczną promować ideały i zasady współczucia, powinniśmy przynajmniej oczekiwać, iż będą świadome swego negatywnego potencjału. Nie może być w nich miejsca na podżeganie do zła – na przykład, wzniecanie konfliktów na tle rasowym. Ale czy coś więcej? Nie wiem. Być może powinniśmy szukać sposobu na zbliżenie autorów wiadomości do tych, którzy je czytają, oglądają i słuchają.

 

 

 

Fragment książki „Etyka na nowe tysiąclecie”, Politeja 2000