Prezydent Donald Trump 19 grudnia podpisał Ustawę o „wzajemności” i „równym dostępie do Tybetu”, którą we wrześniu przyjęła Izba Reprezentantów, a przed tygodniem Senat.
Ustawa – oparta na obowiązującej w prawie międzynarodowym zasadzie wzajemności – ma zapewnić „równy dostęp” do Tybetu amerykańskim dyplomatom, dziennikarzom, akademikom, działaczom organizacji pozarządowych i turystom, a przede wszystkim Tybetańczykom, będącym obywatelami Stanów Zjednoczonych. O ile Chińczycy, którzy posiadają ważne wizy, mogą swobodnie podróżować po Stanach Zjednoczonych, do wjazdu na teren Tybetańskiego Regionu Autonomicznego potrzebne jest specjalne zezwolenie. Władze w Pekinie rutynowo uniemożliwiają odwiedzanie Tybetu zagranicznym politykom, dziennikarzom czy przedstawicielom instytucji międzynarodowych. Grupą najbardziej dyskryminowaną są bez wątpienia tybetańscy uchodźcy.
Ustawa zobowiązuje Sekretarza Stanu do sprawdzania „dostępności” Tybetu dla Amerykanów i corocznego składania raportu Kongresowi. Jeśli władze chińskie nie wycofają się z dyskryminujących praktyk, odpowiedzialni urzędnicy objęci zostaną amerykańskim zakazem wizowym.
Pekin korzysta z wielu przywilejów w relacjach z państwami demokratycznymi – swobodnie uprawia propagandę, inwestuje, prowadzi własne instytuty na zagranicznych uczelniach itd. – jednocześnie otwarcie zwalczając „szkodliwe zachodnie wpływy” w Chinach. Amerykańska ustawa o równym dostępie – najważniejsze dla Tybetańczyków wydarzenie „legislacyjne” od czasu przyjęcia Ustawy w sprawie polityki wobec Tybetu (jako element polityki zagranicznej USA) w styczniu 2002 roku – jest komentowana jako krok w kierunku przywrócenia standardu wzajemności w stosunkach dwustronnych.