Czytam w internecie, że na świecie jest dziś 120 milionów uchodźców.
Jednocześnie trwają trzy wojny i mnóstwo mniejszych konfliktów, przez które coraz więcej osób opuszcza domy i staje się uchodźcami.
Czytam w internecie, że na świecie jest dziś 120 milionów uchodźców.
Jednocześnie trwają trzy wojny i mnóstwo mniejszych konfliktów, przez które coraz więcej osób opuszcza domy i staje się uchodźcami.
Tybetański parlament na wychodźstwie – po pięciu latach – zakończył konstytucyjny kryzys, 29 marca powołując przewodniczącą, dwóch sędziów Najwyższej Komisji Sprawiedliwości i prezesa izby kontroli.
Dorastając w Tybecie w latach dziewięćdziesiątych, usypiałem przy cichych trzaskach radia. Rytuał powtarzał się co wieczór. Gdy tylko zaszło słońce, dziadek wstawał, ryglował okna i drzwi, po czym zasiadał przed starym drewnianym radioodbiornikiem, którego krawędzie zdążyły się zaokrąglić od gładzenia palcami.
Centralna Administracja Tybetańska (CAT) w Indiach oficjalnie potwierdziła, że dekrety prezydenta Donalda Trumpa odebrały diasporze fundusze pomocowe przyznane wcześniej przez amerykański Kongres.
Gjalo Thondup, były premier tybetańskiego rządu na wychodźstwie i starszy brat Jego Świątobliwości Dalajlamy, zmarł 8 lutego 2025 roku. Miał 97 lat.
Odwiedziłem Gjalo w jego rezydencji – w Takcerze – w Kalimpongu. Wydawało się, że mieszka sam z kilkoma służącymi. Zmrużył oczy i skinął, żebym usiadł naprzeciw za stołem. Kilkakrotnie powtórzył, cały czas zwracając się do mnie w liczbie mnogiej: „Wy, młodzi Tybetańczycy, musicie uczyć się Chin, musicie rozumieć Chiny. I ciężko pracować dla Tybetu”. Starał się być miły.
Gjalo Thondup – starszy brat Jego Świątobliwości Dalajlamy i jeden z najbardziej wpływowych liderów tybetańskiej diaspory – zmarł 8 lutego w swoim domu, w Kalimpongu.
W siedemdziesięcioletniej dyspucie między tybetańskim rządem na wychodźstwie a Pekinem zaszła nieoczekiwana zmiana. Na początku lipca władze chińskie – po raz pierwszy od 2010 roku – nawiązały kontakt z przywództwem w Dharamsali. Spotkanie poprzedziły ponadroczne nieformalne konsultacje.
W 2005 roku – jako pięciolatka – trafiłam z ulicy do hostelu Tong-Len z pierwszą grupą wychowanków. To było niewyobrażalne przeżycie.
Wedle książek, które mi czytała, wszyscy bez końca migrują z życia do życia.
Migrant jest kuzynem nomadów, którymi byli jej przodkowie.