Oser: Mechanizacja partyjnej władzy

Kiedy Chongqing stawiano za wzór, wielu sądziło, że na następnym zjeździe Bo Xilai wejdzie do Stałego Komitetu Biura Politycznego KPCh. Wang Lixiong był jednak innego zdania. Powiedział mi, że ta kwestia to dla niego probierz: jeżeli Bo zdoła postawić na swoim, to znaczy, że partia nie jest jeszcze całkowicie zmechanizowana i wciąż istnieje szansa na dokonanie wyłomu. Jeśli go jednak utrącą, można zapomnieć o reformach politycznych.

Według Wanga przed „mechanizacją” rządy sprawuje lider, decydują jego determinacja i wola, władza zmechanizowania obywa się natomiast bez prawdziwego przywódcy. Każdy członek grupy rządzącej stanowi jedynie tryb, współdziałający z innymi i wzajemnie się z nimi ograniczający w ramach sztywnej struktury. Władza najwyższa jest także zwyczajnym stanowiskiem i nie ma znaczenia, kto je zajmuje, pod żadnym pozorem nie wolno tylko naruszać zasad, nie wspominając o uszkadzaniu składowych maszyny.

Jeżeli – ciągnął Wang – Bo Xilai wejdzie, jak mu to przepowiadają, do Stałego Komitetu politbiura, jeśli rzeczywiście prowadzi własną politykę, ludziom takim jak my będzie żyło się jeszcze trudniej. Ale też właśnie taki Bo może dokonać jakichś zmian, a są one niezbędne do odejścia od istniejącego systemu. Innymi słowy, całkowita mechanizacja partii wyklucza jakąkolwiek reformę polityczną.

Wkroczenie na scenę Wang Lijuna zmieniło bieg wydarzeń. Upadek Bo wydawał się przypadkiem, ale równie dobrze mógł być koniecznością. Zanim doszło do kulminacji, w łonie partii musiał zrodzić się podskórny ruch, mający na celu usunięcie tego człowieka. Sam Wang był stanowczo za mały, żeby go utopić – nawet jeśli żona Bo dopuściła się przestępstwa, sprawę można było spokojnie załatwić za zamkniętymi drzwiami korytarzy władzy. Wang uchylił jedynie pokrywkę, wypuszczając z hukiem pianę.

Oto zasadnicza różnica między teraźniejszością a przeszłością partii: Mao Zedong nadawał kierunek, zmieniał zasady, a nawet niszczył aparat władzy, by potem zbudować go od nowa. Po jego śmierci grupa aparatczyków, dla których rewolucja kulturalna była pasmem nieszczęść, uznała, że coś takiego nie może się powtórzyć. Deng Xiaoping postawił na „budowanie partii” i „demokrację wewnętrzną”, aby raz na zawsze uniemożliwić pojawienie się drugiego Mao.

Władza zmechanizowana nie toleruje przywódców charyzmatycznych, którzy porywają masy i zdobywają ich lojalność własnym urokiem i prestiżem. Struktura zdana na kaprysy takiego lidera traci stabilność, stanowiącą gwarancję minimum bezpieczeństwa dla funkcjonariuszy aparatu. Jeśli partia chce mieć pewność, że nie nadejdzie nowa rewolucja kulturalna, przede wszystkim musi wykluczyć możliwość pojawienia się kolejnego charyzmatycznego przywódcy. Wen Jiabao oskarżył Bo o wskrzeszanie ducha tamtej epoki, lecz model z Chongqingu nie miał z nią nic wspólnego poza charakterem lidera, który wzywał masy do śpiewania „czerwonych pieśni”, a przede wszystkim bezlitośnie tępił nadużycia rządzącej elity, grzesząc w ten sposób przeciwko pierwszemu przykazaniu aparatu władzy.

Przywódcy, których akceptuje dziś KPCh, są jednolicie zachowawczy. Partia przepada natomiast za bezbarwnymi biurokratami, „nie zbaczającymi z wytyczonego szlaku”. Gdyby Bo Xilaiowi z Chongqingu nie przetrącono w porę kręgosłupa, pewnego dnia stałby się charyzmatycznym przywódcą szczebla centralnego. Wchodząc do Stałego Komitetu spoza koleiny, dałby impuls innym, mniejszym charyzmatycznym postaciom i partia nie zaznałyby spokoju. W obliczu logiki aparatu faktycznie trudno wyobrazić sobie, że zjazd mógłby się okazać szczęśliwy dla Bo Xilaia.

Przypadek sekretarza z Chongqingu czytać można jako ostrzeżenie partii dla aparatczyków, którzy próbują wychodzić z roli. To kolejny etap procesu mechanizacji. Wielu ludzi w Chinach i za granicą najwyraźniej nie rozumie, że incydent z Bo nie tylko nie podzielił KPCh ani nie pogrążył jej w chaosie, lecz przeciwnie, wzmocnił ją, ustabilizował i zjednoczył, potęgując mechanizację.

Tybet nie powinien żywić złudnych nadziei w związku z nadchodzącą zmianą warty w szeregach partii, gdyż nie będzie miała ona żadnego wpływu na sposób obracania się jej trybów.

 

24 sierpnia 2012

 

 

Kariera Bo Xilaia, przedstawiciela niezwykle wpływowej grupy partyjnych „książąt” (czyli dzieci komunistycznych bohaterów), populisty szukającego poparcia mas bezlitosną walką z korupcją i odwoływaniem się do rewolucyjnych sentymentów, sekretarza partii w Chongqingu i wschodzącej gwiazdy chińskiej polityki, zachwiała się w posadach w lutym 2012 roku, gdy jego szef policji, Wang Lijun schronił się w konsulacie USA w Chengdu. We wrześniu żona Bo została skazana na dożywocie za zamordowanie brytyjskiego biznesmena, a Wang – na piętnaście lat więzienia za tuszowanie zabójstwa i „zdradę”. Wkrótce potem ogłoszono, że Bo zostaje usunięty z partii za „poważne naruszanie dyscypliny”, czyli między innymi nadużywanie władzy, korupcję, łapówkarstwo i „niewłaściwe stosunki z kobietami” (media pisały także o podsłuchiwaniu i nagrywaniu przezeń najwyższych przywódców Chin); we wrześniu 2013 roku skazano go na dożywotnie więzienie i pozbawienie praw publicznych oraz konfiskatę całego majątku. Przed „zbaczaniem z kolein” ostrzegał przewodniczący KPCh i prezydent ChRL Hu Jintao w głośnym i szeroko komentowanym przemówieniu wygłoszonym z okazji trzydziestolecia reform Denga.