Indyjska armia informuje o 20 ofiarach śmiertelnych starć z Chińczykami w dolinie rzeki Galwan, w Ladakhu. Żołnierze prawdopodobnie walczyli wręcz – obie strony uzgodniły, że do dwukilometrowego pasa przy granicy nie wnosi się broni palnej.
Według pierwszych doniesień w starciu – w którym, jak podkreślano, „nie padły strzały” – zginął indyjski oficer i dwóch żołnierzy. Strona chińska potwierdziła „incydent”, rutynowo winiąc Indie i nie wspominając o własnych ofiarach. Napięcie w dolinie Galwan – na „linii rzeczywistej kontroli” między indyjskim Ladakhiem a „spornym” tybetańskim Aksai Chin kontrolowanym przez chińską armię – narastało od kilku tygodni. Pekin zaczął ściągać tam dodatkowe oddziały i ciężki sprzęt, gdy zauważono, że Indie prowadzą do granicy nową drogę.
Do „incydentu” doszło nocą 15 czerwca – w dniu urodzin przewodniczącego Xi Jinpinga – gdy media informowały, że dyplomaci obu stron uzgodnili „deeskalację”. Według ostatnich komunikatów Indie straciły 20 żołnierzy, a po stronie chińskiej jest 43 „zabitych i ciężko rannych”. To pierwsze ofiary śmiertelne przygranicznych starć od potyczki na przełęczy Tulung-la w „spornym” rejonie stanu Arunaćal Pradeś, w 1975 roku. W indyjskich gazetach pojawiły się nagłówki o „trzeciej wojnie”.
Według New Delhi przyczyną starcia była „chińska próba zmiany status quo”. Pekin mówi natomiast o indyjskiej „prowokacji”, która miała na celu zajęcie chińskiego terytorium i „odwrócenie uwagi od problemów społecznych wywołanych epidemią COVID-19”. Lobsang Senge, prezydent Centralnej Administracji Tybetańskiej w Indiach, podkreśla, że główny problem stanowi okupacja Tybetu, który przez wieki był „pokojowym buforem” między Chinami i Indiami – obecnie nuklearnymi mocarstwami z najliczebniejszymi armiami na świecie.