Kunczok Dzinpa – pięćdziesięciojednoletni przewodnik, skazany na 21 lat więzienia za przekazanie informacji o protestach w Driru (chiń. Biru), w prefekturze Nagczu (chiń. Naqu) Tybetańskiego Regionu Autonomicznego – zmarł 6 lutego w lhaskim szpitalu, do którego przewieziono go bez wiedzy najbliższych. Według lokalnych źródeł miał wylew krwi do mózgu i był sparaliżowany.
Po zatrzymaniu w listopadzie 2013 roku rodzina nie mogła ustalić, gdzie jest przetrzymywany. Skazano go na 21 lat pozbawienia wolności – wyrok bez precedensu w takiej sprawie – za powiadomienie zagranicznych mediów o tybetańskich protestach w Driru, jednak informacji o procesie nigdy nie podano do wiadomości publicznej.
Kunczok Dzinpa został przewieziony z więzienia – prawdopodobnie w stołecznym Njethangu (chiń. Nidang) – do miejskiego szpitala w listopadzie 2020 roku. Dopiero 29 stycznia powiadomiono krewnych, że będzie musiał „przejść operację”. Pojechali oddać krew, ale nie uzyskali zgody na widzenie.
Według organizacji Human Rights Watch (HRW) Kunczok Dzinpa został zatrzymany za informowanie mediów tybetańskiej o protestach przeciwko uruchomieniu kopalni na zboczu świętej góry w maju 2013 roku. „Stoję na brzegu rzeki – pisał na swoim koncie w serwisie WeChat. – Jestem obserwowany i na pewno zaraz mnie aresztują. Nie boję się tego i nawet jeśli mnie zabiją, niczego nie żałuję, ale od tej pory nie będę mógł przekazywać wiadomości. Jeżeli już się nie odezwę, to znaczy, że mnie mają”.
Kunczok Dzinpa jako dziecko został oddany do klasztoru. W 1989 roku przedostał się do Indii, gdzie najpierw uczył się w tybetańskiej szkole przyklasztornej, a potem w świeckiej. Studiował w Waranasi, znał biegle tybetański, chiński, angielski i hindi. W 1998 roku wrócił do Tybetu i zatrudnił się w agencji turystycznej.
Protesty w Driru stłumiono z niesłychaną brutalnością, strzelając do demonstrantów, zatrzymując na chybił trafił ponad tysiąc osób i wymierzając drakońskie kary. Według lokalnych źródeł wszyscy aresztowani byli bici i maltretowani.