Dalajlama i Daniel Levitin: O cierpieniu, współczuciu i ciągłej nauce

Cierpienie, wywołane przez chorobę, starość, głód czy samotność, jest powszechne w każdym zakątku świata. Codziennie zmagamy się z jakimiś trudnościami. Mamy też wiele powodów do wdzięczności za dobroć i pomoc, jakie otrzymujemy od bliźnich. Oraz mnóstwo darowanych przez życie okazji do okazywania bezinteresowności, wielkoduszności i cierpliwości swoim braciom i siostrom.

Ludzkie cierpienie bierze się w dużej mierze z nadmiernego skupienia na sobie i przedkładania własnych interesów nad wspólne dobro. Natomiast współczucie, empatia i dobroć – dzięki którym kierujemy wzrok na innych – są kluczem do szczęścia.

Niektóre pozytywne uczucia są wrodzone, podczas gdy inne musimy w sobie wyrobić. Mamy także emocje negatywne. W łagodnej postaci wydają się tak oczywiste i naturalne, że nie dostrzegamy nawet ich szkodliwości. Jeśli się ich nie powściąga, mogą być jednak bardzo destrukcyjne. Prowokowani, instynktownie przyjmujmy pozycję obronną i często reagujemy złością, nie zastanawiając się, jak może poczuć się druga strona. Kiedy coś się uda, oczekujemy uznania i pochwał, zapominając o roli oraz wkładzie innych. Egoizm potrafi odbierać zadowolenie i szczęście, a nawet wpędzać w depresję.

Nauki buddyjskie mówią, że własne „ja” jest jak iluzja. Kiedy szukamy go pośród fizycznych i psychicznych wspólnych nam wszystkim składowych, nie znajdujemy nic konkretnego ani istniejącego samodzielnie. Neurobiologia uczy, że poczucie ja jest ewolucyjną adaptacją, przynajmniej częściowo podtrzymywaną przez sieć neuronową, łączącą tylny płat ciemieniowy z korą przedczołową i układem limbicznym, czyli tak zwanym gadzim mózgiem. Silne lgnięcie do owego ja słabnie, gdy aktywność w tych obszarach zostaje zmieniona przy pomocy technik takich jak medytacja, stymulacja elektryczna czy terapia poznawczo-behawioralna. Stajemy się wtedy mniej spięci, spokojniejsi i bardziej radośni.

Niedawno mogliśmy się wspólnie przekonać, jaką ulgę przynosi to skołatanemu umysłowi. Kobieta, która przyjechała do himalajskiej Dharamsali w poszukiwaniu duchowej rady, płakała, opowiadając o swoich problemach. Kiedy spytałem, gdzie jest udręczone „ja”, o którym mówi, wskazała palcem swoje serce. A jaki ma kształt: koła, trójkąta, kwadratu? „Koła”, odparła. Poprosiłem wtedy, żeby się na nim skupiła, nie pozwalając mu przesunąć się choćby o centymetr. Zamknęła oczy i po chwili wyszeptała: „znikło”. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Aktywność jej mózgu uległa zamianie, a wraz z nią spojrzenie i relacja ze światem.

Jako nauczyciele obaj jesteśmy także uczniami. Pisarz i noblista John Maxwell Coetzee powiada, że „uczenie innych uczy pokory i pokazuje nasze miejsce w świecie”. Robienie tego dobrze wymaga współczucia i skromności. O ironio, często to nauczyciel wynosi z lekcji więcej niż jego podopieczni.

Buddyjscy mistrzowie powtarzają, że wszyscy jesteśmy uczniami i że każda istota jest nam nauczycielem. Tym lepszym – i bardziej zasługującym na wdzięczność – im większych przysparza problemów. Musimy wyrobić w sobie taką postawę – i współczucie. Jego niezbędnym składnikiem jest zdolność słuchania z otwartym umysłem. Współczucie otwiera umysł i serce, pozwalając przyjąć do wiadomości, że inni mają dobre powody, aby wierzyć w słuszność swego postępowania. (Oczywiście, nie musi tak być, warto jednak wychodzić z takiego założenia).

Eliksir pokory, współczucia i wdzięczności aktywuje obszary mózgu i procesy neurochemiczne, dzięki którym prosperujemy, żyjemy lepiej i dłużej. Współczucie można pogłębiać rozumowaniem i ćwiczeniem oraz medytacją. Bez względu na to, czy inni zgadzają się z nami i są przyjaźni, czy wręcz przeciwnie, ostatecznie jesteśmy takimi samymi ludźmi, którzy pragną szczęścia i nie chcą cierpieć. Co więcej, mamy do tego równe prawo. Kiedy zrozumiemy, że jesteśmy równi w swoim pragnieniu szczęścia i prawie do niego, poczujemy naturalną empatię i więź ze wszystkimi istotami.

Neurologia odkryła ostatnio co najmniej dwie odrębne sieci związane ze współczuciem. Wspomniana już pierwsza, łącząca tylny płat ciemieniowy z korą przedczołową, pomaga odczytywać postawy, poglądy i uczucia bliźnich. Druga uruchamia się w chwili, gdy przestajemy zajmować się sobą i skupiamy na innych, reagując emocjonalnie na ich cierpienie. Łączy to wyspę z zakrętem obręczy, obszarami związanymi z utrzymywaniem i przenoszeniem uwagi.

Nabiera to szczególnego znaczenia dziś, gdy ludzkość szybko się starzeje. Po raz pierwszy na świecie jest więcej osób, które ukończyły 65 lat, niż dzieci poniżej piątego roku życia. W dodatku seniorzy mogą spokojnie liczyć, że dożyją co najmniej osiemdziesiątki. Z badań wynika, że starzenie się wywołuje neurofizjologiczne zmiany, które przekierowują uwagę, zwiększając nasze współczucie i poczucie wdzięczności. Nazywa się to „pozytywnym odchyleniem” albo „syndromem dziadków”. Ludzie starsi są z reguły bardziej otwarci i – choć nieuchronnie nieco spowolnieni – lepiej radzą sobie w rozwiązywaniu określonych problemów, zwłaszcza związanych z konfliktami interpersonalnymi oraz wymagających współczucia i empatii. Młodsi mogą rozwijać te przymioty przy pomocy rozumu oraz medytowania nad nimi.

Mamy wiele powodów do wdzięczności, nawet – a może zwłaszcza – w tak trudnych czasach. Najprościej ulżymy sobie w cierpieniu, korzystając ze zdolności rozumowania, która pozwoli nam dostrzec, że na tym świecie nikt tak naprawdę nie jest sam. Wokół nas żyje ponad siedem i pół miliarda podobnych istot, doświadczających identycznego bólu i – miejmy nadzieję – takiego samego współczucia i wdzięczności, jakie my potrafimy wyrobić w sobie wobec nich.

 

6 lipca 2020

 

 

 

Daniel J. Levitin jest profesorem neurobiologii.