Podczas brytyjskiego najazdu w 1904 roku władcy Tybetu uciekli i z bezpiecznej odległości czekali, aż rzeka znów będzie niebieska. Nie bardzo wiadomo, czym się w tym czasie trudnili. Zwycięzcy z kolei skrupulatnie opisywali kraj, który mieli złupić. Zauważyli na przykład – jakby sądzili, iż są pierwsi – że suchość nie przydaje liściom urody. Jedyną mokrą rzeczą była woda, nawet tu żadna piękność. Korespondentowi Percevalowi Landonowi Tybet jawił się niezbadaną ziemią, ostatnim krajem, czekającym na odkrycie przez cywilizowany świat. Obserwując pierzaste chmury na nocnym niebie z obozowiska rozbitego przez żołnierzy na skrawku ziemi, skryba imperium zanotował, że to zadanie na miarę Anglików, wiernych sług postępu. Dziennik zdobywcy jest zupełnie szczery, wszystko odnosi do czystej bieli. Rosną tu dęby, ale słabo. Samotny ptak w przestworzach, skała, porosty, wiecheć jałowca. Osobliwe miejsce.
Szok na widok angielskich roślin w pięciu doniczkach przed domem. Identyczne! Policzone, spisane, w tubylczym narzeczu najwyraźniej bezimienne. Ludzie pokryci pyłem, zdążający gdzieś albo wracający, bez różnicy. Mężczyźni i kobiety też tacy sami, zakurzeni, bezkształtni. Bliźniacze wzgórza, wąski wąwóz, rzeka uparta jak ludzie w trzymaniu się własnego łożyska. Skąpane oślepiającym światłem, pokryte kurzem posągi ponurych Buddów, patrzących tępo przed siebie w każdym domu. Jałowy egoizm – notuje skryba – kieruje eremitów do jaskiń, gdzie bezproduktywnie spędzają czas na pacierzach. Modlitwy w zawiniątkach na szyjach, modlitwy na spękanych wargach. Zabobony zamiast medycyny, która nie zna badań naukowych i zasad higieny; krew smoka, sproszkowana jaszczurka, żółty pył, grudki, okruchy, zwitek z modlitwą w pigułce. Zmarłych tnie się na kawałki i rzuca na pożarcie sępom. Iły żyzne jak we wschodniej Australii.
Skryba zapisuje, że tybetańska kobieta rzuca kamieniami lepiej od Europejki. Mimo wykrzywionej twarzy, dziecka przy piersi, turkusów we włosach i urody zmarzniętej skały. Być może porównywał z konkretną osobą, którą pamiętał na tle błękitnego, bezchmurnego nieba. Proste linie pustkowia po horyzont, wszechobecność pyłu, czasem człowiek w dwóch słowach. Wojskowy korespondent pokazuje, jak imperia piszą historię. Deseń na zboczu daje wytchnąć od monotonii umbry rozpadlin, rdzawych wierzb, bordowych tłumoków posępnych zakonnych szat. Te same obrazy na drugim brzegu rzeki i w następnej dolinie. Tu i ówdzie rozpadające się domy, osty wpijające się w skałę. Ból płuc, czasem światło. Słowo o wzgórzach, mapach, ptakach, głazach. Niezbędny znój. Opis konieczny, gdyż to zza owych skał wyskakują z zasadzki Tybetańczycy, jakby rozpaczliwie chcieli choćby tak pojawić się na kartach własnej historii. Dzienny urobek liczony w zabitych i rannych. Skowronek. Pająk sparaliżowany mrozem.
czerwiec 2021
Cering Łangmo Dhompa jest poetką i pisarką. Urodziła się w Indiach, mieszka i pracuje jako nauczycielka akademicka w Stanach Zjednoczonych.