Władze lokalne płacą Tybetańczykom sto yuanów (58 PLN) za spotkanie z Gjalcenem Norbu, „chińskim Panczenem”.
Gjalcen Norbu został mianowany Panczenlamą w 1995 roku, po uprowadzeniu przez Pekin chłopca wskazanego zgodnie z tradycją buddyjską przez Dalajlamę. Rodacy nazywają go „chińskim” albo „fałszywym” lamą i gremialnie bojkotują, gdy co kilka miesięcy przyjeżdża do Tybetu. W ostatnich latach znikł nawet z rządowych mediów, które przypominają o nim tylko po to, żeby „zacytować” kolejny apel o „sinizację” buddyzmu.
Według lokalnych źródeł aparatczycy „obiecują sto yuanów za przyjście po błogosławieństwo ichniego Panczena”, który składa wizytę w Lithangu (chiń. Litang), Dabpie (chiń. Daocheng) i Bathangu (chiń. Batang), w prefekturze Kardze (chiń. Ganzi) prowincji Sichuan. Podczas poprzednich odwiedzin w 2021 roku „mieli dla ludzi kij, nie marchewkę. Ściągnęli mnóstwo wojska i obecność była obowiązkowa. Teraz policji jest mniej, ale nie widać też chętnych. W najlepszym razie traktuje się go tutaj jak zwykłego mnicha”.