Wczoraj na kolację miałem dygot i strach.
Kiedy tajniacy snują się po knajpach i ulicach Ngaby,
mnie śni się lhaski sen o karminowych kroplach
spadających na zielone buciory z zakrwawionych dłoni.
Budząc się rano, jestem znów sobą,
dotykam prawą dłonią głowy,
włosy długie, niezgolone,
lewą obmacuję stopy,
wolne od stali łańcucha.
Dziś rano czułość przechadza się ulicą nr 10.
Czułość, która zrodziła naszych ojców i matki,
oraz całe Cenpo Bod, tybetańskie królestwo,
najkrócej opisuje i mnie.
Jedzenie w restauracji X smakowało jak popiół
moich tkanek i kości,
uśmiech kelnera przypominał czerwoną skałę,
z której część gości właśnie spada,
a stojących dalej popychają ku otchłani.
Wielu czatuje po tybetańsku,
nie znam ich z imienia,
ale rozumiem język, którym się posługują,
co stanowi dowód wspólnej krwi.
Czy połączeni nią ludzie mogą się komunikować?
To Jabłko dopiero dostałem,
jestem więźniem.
Przez tamte drzwi przeszedłem niedawno,
przyjaciele wiedzą niewiele,
ale kapusie, jak widzę, są doskonale poinformowani.
Piszę wiersze w miejscach przeznaczonych na wiadomości,
bo mam tyle do powiedzenia,
pokłady radości, smutku i goryczy,
które się we mnie nie mieszczą.
Zadaliście mi mnóstwo pytań.
Odpowiadałem szczerze,
choć te myśli należą wyłącznie do mnie.
Ten, co trzyma władzę,
nieodmiennie mówi innym, żeby za dużo nie myśleli,
ale szanujący wolność nigdy nie przytakują.
Przepraszam, czy macie jeszcze pytania?
Popełniłem jakieś przestępstwo?
Zostanę ukarany za swoje odpowiedzi?
Jeśli nie, puśćcie mnie.
Trochę mi dziś zimo,
cały dygocę.
Chcę wyjść i złożyć trzy pokłony w kierunku Lhasy.
maj 2015
Therang (właściwie Taszi Rabten) jest jednym z najbardziej wpływowych młodych pisarzy tybetańskich. Za swoją twórczość spędził cztery lata w więzieniu. Na zdjęciu z Kelsangiem Cultrimem – w koszulkach z życzeniami na osiemdziesiąte urodziny Dalajlamy.