Niezależne źródła potwierdzają informacje o samospaleniu Pemy Gjalcena przed klasztorem w Njarongu (chiń. Xinlong), w prefekturze Kardze (chiń. Ganzi) prowincji Sichuan.
Młody mężczyzna, który wołał o powrót Jego Świątobliwości Dalajlamy i wolność Tybetu, został ugaszony przez policjantów i przewieziony do szpitala w Chengdu, stolicy prowincji. Nie wiadomo, czy żyje.
Wieczorem jego krewni próbowali się czegoś dowiedzieć na komisariacie w Kardze. Wszyscy zostali brutalnie pobici i „kazano im stać do rana”.
Zostali zwolnieni „dzięki poręczeniu lokalnego aparatczyka”, ale większość „ledwo chodzi”.
Pema Gjalcen „był jedynym żywicielem rodziny. Przez to nigdy nie chodził do szkoły”.