Tybetańczycy skarżą się na restrykcje, towarzyszące dziesięciodniowym obchodom Nowego Roku kalendarza tybetańskiego, które – zbiegając się tym razem z chińskimi – rozpoczęły się 5 lutego.
Podczas najważniejszego święta w Chinach, będącego tradycyjnie okazją do dorocznych rodzinnych spotkań, władze ograniczają swobodę podróżowania Tybetańczyków.
W Lhasie uroczystości noworoczne poprzedziły ostrzegawcze wystąpienia chińskich aparatczyków, przypominających o wymogu „lojalności” wobec rządu i piętnujących „potajemne hołdowanie wierzeniom religijnym”. „W atmosferze gróźb i zastraszania myśli się nie o świętowaniu, tylko o wyjechaniu jak najdalej stąd”, mówił informator Radia Wolna Azja (RFA). Na ulice miasta tradycyjnie wyprowadzono setki uzbrojonych policjantów.
W Markhamie (chiń. Mangkang) „prewencyjnie wizytowano tybetańskie domy i wystawiono blokady na ulicach”. W Czamdo (chiń. Changdu) zabroniono odwiedzania świątyń pracownikom sektora państwowego („ale trzeciego dnia klasztory i tak były już pełne”).
W Sertharze (chiń. Seda), w prowincji Sichuan tybetańskim urzędnikom „kazano stawić się w miejscach pracy, uniemożliwiając im w ten sposób wyjazd do rodzin”. W wielu innych miejscach Tybetańczykom kazano „wykorzystać urlop przed świętami” albo „trzymano ich w niepewności do ostatniej chwili, co praktycznie równało się zakazowi, bo i tak nie kupiliby biletów”.