Gepe z Ngaby w Amdo został zgarnięty przez esbeków wieczorem dwudziestego czwartego maja po koncercie w miasteczku Kaczu (administracyjnie to dziś okręg Kakhog w Sichuanie). I ślad po nim zaginął.
Pisałam przed kilkoma miesiącami, zasłuchawszy się w „Już idę”: „dzielny i utalentowany pieśniarz. Trudno oszacować, jaki może mieć wpływ na rodaków, ludzie mówią jednak, że nie widziano go od dłuższego czasu”.
Najwyraźniej przestał się ukrywać, skoro zdecydował się na feralny koncert. Tyle że zamiast cieszyć się, dostaliśmy wiadomość o aresztowaniu. Słyszałam, że występowało tam wielu artystów, a on wykonał dwie pieśni. Woła w nich o posługiwanie się czystą tybetańską mową, ochronę i pielęgnowanie tradycyjnej kultury, sławi narodowego ducha, prosi rodaków, żeby nie zaglądali do kieliszka i nie wyrządzali sobie krzywdy innymi nałogami. I trafia do słuchaczy.
Pieśni Gepego były też tłumaczone na inne języki. „Zwycięstwo” dedykowane jest spełnieniu życzeń Jego Świątobliwości i marzeń sześciu milionów ziomków. Żałobne „A nam cierpienie” przypomina o najważniejszych wydarzeniach naszej współczesnej historii: wygnaniu Dalajlamy, samospaleniach, pomordowanych w latach pięćdziesiątych i później. Obie pochodzą z zakazanej płyty z 2012 roku, której można posłuchać, przeskakując przez Wielki Mur sieciowych zapór.
Dwudziestosiedmioletni Gepe zaadaptował tradycyjny styl dunglen, czyli „śpiewanie i brzdąkanie” na tybetańskiej mandolinie. W 2012 roku francuscy dziennikarze potajemnie wjechali do Amdo, żeby napisać artykuł o samospaleniach. Wspominali w nim, że w tamtych stronach wielu słucha tych żałobnych pieśni, opłakujących ból rozłąki z Dalajlamą i ofiarę bohaterów idących w ogień.
W pieśniach Gepego jest przecież nie tylko smutek, ale także nadzieja i duma. W „Zwycięstwie” prezentuje tradycyjne stroje z Amdo, maszerując przez wspaniałe łąki, niosąc w darze złoty khatak, sypiąc dobrowróżbnymi lungtami i wołając z promiennym uśmiechem: Zwycięstwo bogom! Zwycięstwo Tybetowi! Dzisiaj zwycięstwo Dalajlamie!
Mówiono mi, że Gepe pochodzi z małej wioski w Ngabie, ma czterech starszych braci i młodszą siostrę. Był kiedyś mnichem w bonpowskim klasztorze Doting, ale potem wrócił do świata, ożenił się, ma córkę. W ostatnich latach ukrywał się na bezkresnych łąkach, które opuszczał tylko po to, żeby potajemnie odwiedzić krewnych. Tym razem przyjął zaproszenie na koncert. Miał zaśpiewać i natychmiast wyjechać, ale oni byli szybsi.
Bardzo lubię te pieśni. Mówi w nich to, co wielu rodaków chowa głęboko w sercach. Kiedy w zeszłym roku usiadłam na chwilę w herbaciarni za Potalą, z głośników popłynęło nagle „Już idę”. Przeszedł mnie dreszcz i poczułam ukłucie niepokoju. Przy stolikach natychmiast ucichły rozmowy. Najwyraźniej wszyscy wiedzieli, co słyszą.
I zabrali za to Gepego. Jak kiedyś, pod rządami innej dyktatury, za sarkastyczny wiersz o tyranie zamknęli w łagrze wielkiego poetę Osipa Mandelsztama, który udręczony, odebrał tam sobie życie. Jego słowa doskonale opisują nasz Tybet: „Żyjemy tu, nie czując pod stopami ziemi /Nie słychać i na dziesięć kroków, co szepczemy”.
31 maja 2014
Trzy tygodnie później Gepe został zwolniony za kaucją. Fragment wiersza Osipa Mandelsztama w przekładzie Stanisława Barańczaka.