Władze chińskie otwierają „turystyczne atrakcje” w prefekturze Kardze (chiń. Ganzi) prowincji Sichuan.
Według lokalnych źródeł mieszkańcy są zaniepokojeni „polityczną i ekonomiczną” decyzją, którą wielu ekspertów uważa za przedwczesną. Jeden z okręgów Kardze był najgroźniejszym epicentrum epidemii na ziemiach tybetańskich.
Wiele klasztorów otwarto dla zwiedzających już 20 marca, narzucając limity „4000 zwiedzających dziennie”. Biura podróży informują, że „lekarze z pierwszej linii frontu walki z koronawirusem będą wszędzie wpuszczani bez opłat”. W tym samym czasie w sieci pojawiły się filmy z korkami na szosach dojazdowych do Tybetu.
Tybetańczycy uważają, że Pekin chce szybko odrobić straty ekonomiczne, i nie wierzą w propagandowe zapewnienia o zwycięstwie w walce z koronawirusem, którego ukrywanie przez władze chińskie przyczyniło się do wywołania globalnej pandemii. Według źródła Radia Wolna Azja (RFA) wielu mieszkańców regionu „wciąż nie wychodzi z domów bez potrzeby i patrzy z przerażeniem na setki przyjezdnych z Chin. Na turystach nie zarabiają tu zwykli ludzie, tylko państwowe firmy i lokalni aparatczycy, którzy myślą nie o naszym bezpieczeństwie, tylko o swoich pieniądzach”.