Lobsang Tenzin 20 czerwca próbował dokonać samospalenia w Dharamsali na znak protestu przeciwko „parlamentarnemu impasowi” i zachowaniu nowo wybranych deputowanych.
Po opuszczeniu szpitala sześćdziesięcioletni mężczyzna z osady Hunsur w południowych Indiach opublikował nagrane oświadczenie. „Czterdziestu pięciu parlamentarzystów ma reprezentować sześć milionów Tybetańczyków, a nie tylko regiony, z których list zostali wybrani. Apeluję do naszych przywódców, w tym sikjonga Penpy Ceringa, o wspólne, jak najszybsze rozwiązanie problemu. Moje życie nie jest ważne, a chciałem dać jasny sygnał administracji”. Wcześniej konkurujące grupy próbowały go dyskredytować i przestawiać sprzeczne motywacje dramatycznego protestu.
Nowo wybrani deputowani pogłębili „kryzys konstytucyjny” odziedziczony po poprzednikach, składając ślubowanie w dwóch niemal równych grupach: przed „marszałkiem seniorem” (jak każą przepisy Karty Tybetańczyków na wychodźstwie) oraz przed portretem Dalajlamy (nie uznając marszałka jako zaprzysiężonego przez odwołanego w poprzedniej kadencji przewodniczącego komisji sprawiedliwości, który wrócił na stanowisko, by umożliwić inaugurację parlamentu) – i uważając się nawzajem za „niezaprzysiężonych”.
„Jestem zdruzgotany tym, co się dzieje w parlamencie i nie rozumiem postępowania deputowanych – tłumaczył Lobsang Tenzin. – Nie wiem, kto ma rację, ale jestem przekonany, że musi być jakaś kompromisowa droga środka”.