Oddział państwowego Zrzeszenia Buddyjskiego prefektury Yunfu w prowincji Guangdong wydał w lipcu obwieszczenie, w którym wzywa do bojkotowania „nielegalnego nawracania” przez „przyjezdnych tybetańskich mnichów” i donoszenia na nich.
Zrzeszenie, które jest całkowicie zależne od partii komunistycznej, zwraca uwagę, że „w ostatnich latach nielegalna działalność misjonarska tybetańskich mnichów stała się tak intensywna, iż zagraża propagowaniu buddyzmu mahajany i chińskiego chanu, interesom wiernych, bezpieczeństwu świątyń i rodzin oraz harmonii społecznej”.
Eksperci tłumaczą, że wielu chińskich buddystów jest rozczarowanych rodzimą tradycją, którą uznają za pustą, jałową i skorumpowaną przez władze. Często zwracają się do tybetańskich lamów, w których widzą spadkobierców żywej tradycji oraz „nieprzerwanej linii przekazu” nauk i rytuałów buddyjskich. Przywódcy partii najwyraźniej traktują to jako zagrożenie dla swojej hegemonii, wzywając do „sinizacji” religii i Tybetu, oraz utrudniając studia i praktykę chińskim wiernym.
Przywołując szeroko nagłaśniane przypadki nadużyć, urzędnicy z Yunfu piszą, że „pozbawieni skrupułów ludzie podają się za żywych Buddów, żeby udzielać inicjacji, nauk Dharmy i porad za pieniądze i seks”. (W 2007 roku Pekin przyznał sobie pełną kontrolę nad procesem rozpoznawania i kształcenia „autentycznych żywych buddów” – czyli tybetańskich tulku, inkarnowanych lamów – a osiem lat później zaczął ich „certyfikować” i „weryfikować”.) Tybetańskich mnichów – stanowiących „poważne ukryte zagrożenie dla harmonii i stabilności społecznej” – oskarżono też o „łamanie prawa i zasad oraz wspieranie działalności separatystycznej”.
Według autorów obwieszczenia – straszących winnych „zgodnymi z prawem karami” – „opuszczanie przez mnichów Tybetu jest nielegalne. Nie wolno im przyjmować uczniów i nauczać bez zgody państwa”. Tych, którzy mimo to dotrą do Guangdongu, należy „stanowczo bojkotować, bezzwłocznie powiadamiając o ich obecności lokalne biura do spraw religii i organy bezpieczeństwa”.