NN: Szkoły z internatem

Ciągle wracali do nas ze swoimi pogadankami i groźbami, każąc oddać dzieci do szkoły z internatem. Dwóch aparatczyków z miasta, szef komisji edukacji z okręgu i bodaj sześciu policjantów. Mówili tak:

„W innych rejonach mocno cisną ludzi w sprawie posyłania dzieci do szkół, ale tutaj nie chcemy tego robić. Przyjeżdżamy do was ostatni raz. Jeśli zostaniemy zmuszeni do wrócenia jutro, będzie źle.

W tej kwestii niektórzy robią z igły widły. Jeśli się nie opamiętacie, będzie źle. Macie obowiązek to załatwić. Wiemy, że prowadzicie dyskusje w internecie. Jeżeli nie zaczniecie słuchać, co do was mówimy, porozmawiamy inaczej i dociśniemy każdego z osobna. To dla nas żaden problem.

Jeśli nadal będziecie udawać, że nie wiecie o obowiązku oddania dzieci do szkoły, uznamy, że podjęliście protest. Jeżeli będziecie milczeć, zakwalifikujemy to jako cichy protest.

Rzeczy tak się mają, że większość programów oświatowych w naszym okręgu powstaje na szczeblu prowincji. Jeśli nie będziecie słuchać, pokrzyżujecie ich plany i poniesiecie za to odpowiedzialność”.

 

2020

 

 

 

Anonimowa relacja z tybetańskiego Amdo (przyłączonego administracyjnie do prowincji Qinghai). Na skutek polityki władz, od kilku lat metodycznie zamykających placówki prywatne i przyklasztorne, w szkołach i przedszkolach z internatem kształci się – często już od czwartego roku życia – 75 procent (niemal 900 tysięcy) tybetańskich dzieci, którym odbiera się w ten sposób tożsamość narodową oraz znajomość ojczystego języka i kultury, zaszczepiając, zgodnie z dictum przewodniczącego Xi Jinpinga, „czerwony gen” „lojalnych obywateli” ChRL.