Khenmo Rigzin Czodron: Droga przed nami

Chcę dziś mówić o prawach kobiet. Gdyby zapytano nas o zdanie, każda odpowiedziałaby, że pragniemy równego traktowania. Moim zdaniem „równość” sprowadza się do tego, że kobiety powinny móc robić to, co mężczyźni, i mieć takie same możliwości.

Ponad sześćdziesiąt lat temu Narody Zjednoczone przyjęły konwencję o prawach kobiet, gwarantującą równość bez względu na pochodzenie etniczne i kontekst kulturowy. Kobiety piastują dziś najwyższe stanowiska w wielu krajach Wschodu i Zachodu. Za sprawą ustroju demokratycznego zdobyły tam równy status i prawa dzięki własnej odwadze, sile, mądrości i zdolnościom.

Jeśli chcemy tego samego, nic nie zyskamy, epatując złością i niewiedzą. Nie wystarczą puste frazesy o prawach i równości. Od czasu trzech buddyjskich królów, a więc od ponad tysiąca lat, Tybetanki w gruncie rzeczy nie były narażone na prześladowania, przemoc i dyskryminację, będące chlebem powszednim kobiet gdzie indziej. Jest to tak oczywiste, że nie wymaga dodatkowych wyjaśnień.

Nie ma sensu przerzucać się frazesami, powiem więc wprost, co myślę. Jeśli nie będziemy pewne swego, będą nam w kółko powtarzać, że wszystko jest w naszych rękach, bo możliwości studiowania oraz służenia Dharmie i naszej nacji stoją otworem. Zawstydzane w ten sposób, możemy się tylko uśmiechać albo zamilknąć.

Panuje dziś przekonanie – dzielone także przez nas – że kobiety są gorsze. Skąd się to bierze? Choć stanowimy połowę społeczeństwa, mimo mądrości i osobistych zalet ledwie garstka zyskała wysoką pozycję i służy wszystkim nacjom oraz naukom Buddy. Nawet trudno się dziwić, że widzą nas w ten sposób. Dlaczego tak jest? Kogo mamy winić? „Brak pilności”, odpowiada Szantidewa. I ma rację.

Analizując swoje położenie, przekonamy się, gdzie leży problem, i jeśli nie zabraknie nam pilności, dokonamy niezbędnych zmian. Dzięki temu staniemy się silniejsze i bardziej doceniane. Poprzestając na jałowym narzekaniu i czekaniu na cud, będziemy tkwić tam, gdzie jesteśmy, i nigdy nie ziścimy swoich marzeń.

W Tybecie pokutuje przeświadczenie, że kobietom brakuje bystrości i rozumu. Rodzice nie tylko nie pomagają dziewczynkom w nauce, często wręcz uniemożliwiają im odebranie wykształcenia. Widzą w nich materiał na służące dla siebie albo innej rodziny, siłę roboczą do uprawiania pola, układania cegieł i ubijania masła, egzekwując to prośbą i groźbą. Dziewczynki przyjmują to do wiadomości i godzą się z losem, a do szkół posyła się chłopców.

Lamowie i przełożeni skupiają się przede wszystkim na zapewnieniu klasztorom środków materialnych i podnoszeniu poziomu kształcenia. Jednak wyłącznie z myślą o mnichach. Mniszek nikt nie zaprasza do dyskusji i nie pyta o zdanie. „Jeśli chcą zabrać głos, niech rozmawiają w swoim gronie albo recytują modlitwy”. I robią to, czego się od nich wymaga. W ten sposób wpaja się im poczucie, że niczego nie potrafią, przez co nie czują za nic odpowiedzialne i nie podejmują żadnych wspólnych ani indywidualnych inicjatyw. Trudno się dziwić, że zostają w tyle.

Kobiety świeckie często wydaje się za mąż wbrew ich woli. Są sprzedawane niczym przedmioty albo oddawane wrogom, żeby zawrzeć pokój.

I ta różnica w percepcji! Mnicha wszyscy szanują i stawiają na piedestale. Mniszka, choćby najzdolniejsza i najbardziej oddana służbie wszystkim istotom, pozostaje nieudacznicą, która ogoliła głowę, bo nie miała innego wyjścia. To nasz problem narodowy. Za sprawą tego skrzywienia mniszki nie otrzymują należytego wykształcenia, a wraz z nim wiedzy, odwagi i inspiracji. Powszechnie lekceważone, nie szukają sobie wyzwań. Zalęknione i zahukane, tracą szansę znalezienia szczęścia i spełnienia.

Pozbawione niezależności świeckie też nie zaznają chwili spokoju i radości. Źródłem szczęścia jest pogodny umysł. Jeśli ma taki być, trzeba wiedzieć, czego się chce, a nie zmagać się z życiem wybranym przez rodziców i krewnych. Obarczone sprawami obejścia, kobiety nie mają czasu na myślenie o sprawie narodu i zgłębianie rodzimej kultury. Pozbawione wyboru i możliwości, mogą tylko liczyć, że najbliżsi będą dla nich mili, a nie okrutni. Ich marzenia sprowadzają się do nadziei na wykonywanie prac domowych bez wrzasków i kłótni.

Rachunek jest prosty. Skoro kobiety stanowią połowę naszej nacji i większość żyje w takich warunkach, sami odbieramy sobie pięćdziesiąt procent potencjału i szans na rozwój. To wielki problem dla buddyzmu i wyzwań o charakterze świeckim. Każdy musi to dostrzec i coś z tym zrobić.

My, kobiety, musimy też zawsze pamiętać, po co to wszystko. Równe prawa nie służą odnoszeniu egoistycznych korzyści, tylko pozwalają najlepiej służyć sprawie narodu oraz praktykować Dharmę dla pożytku wszystkich istot. To jest ich najgłębszym sensem. Każdy człowiek potrzebuje wiedzy, odwagi, możliwości i czystych intencji.

Każda z nas musi dawać z siebie wszystko. Trzeba pokazać światu, że jesteśmy równe. Nikt nie zdoła nami pomiatać, jeśli zdobędziemy wiedzę i będziemy umiały z niej korzystać. Bez tego nie zrobimy użytku choćby z najlepiej gwarantowanych praw. Wszechwiedzący Mipham powiadał, że „bez mądrości szukamy szczęścia u wrogów i oddajemy się im we władanie niczym słoń dźgany żelaznym kolcem, wiedza zaś umożliwia rozwiązywanie problemów oraz korzystanie z owoców szczęścia tu i teraz”. Proszę, starajmy się więc ze wszystkich sił – i bądźmy optymistkami, bo duch czasu jest po naszej stronie.

Wszystkie jesteśmy siostrami, krwią z krwi, kością z kości. Nie dajcie się zniechęcić ani zastraszyć. O ile będziemy się strać i zawsze pamiętać o celu, osiągniemy rzeczy wielkie, nawet jeśli przyjdzie nam na to czekać całe życie. Jak zapewnia Mipham Rinpocze:

Jeśli nie boimy się

przeć ze wszystkich sił

na szczyt góry

albo w otchłań oceanu,

ze strachu drżą nawet bogowie.

Od dawien dawna po dziś dzień naturą każdej kobiety jest mądrość, mamy więc taki sam potencjał, jak nasze dzielne siostry na całym świecie. Nie ulega wątpliwości, że osiągniemy wszystko, co sobie postanowimy, o ile dobrze to zaplanujemy i nie okażemy słabości.

Na koniec pragnę wyrazić przekonanie, że kobiety Krainy Śniegu dokonają rzeczy, które przyniosą pożytek całemu światu, a w szczególności naszej nacji. Choćby było to najtrudniejsze, musimy konsekwentnie walczyć o równość i szacunek. Proszę, byście nie ustawały w wysiłkach, gdyż na szali leży skarb naszego szlachetnego dziedzictwa. Nigdy o tym nie zapominajcie.

Kiedy za pisanie zabiera się ktoś tak niedojrzały i niewykształcony jak ja, trudno ustrzec się błędów. Może nie powinnam była tego robić, ale skoro umiem stawiać litery, przelałam na papier swoje myśli. Myślę, że nikomu to nie wadzi.

Przepełniona szacunkiem dla naszego narodu i jego najgłębszych pragnień, tych kilka zdań skreśliła Rigzin Czodron z Larung Kongpo (posługująca się pseudonimem Amrita Saraswati), apelując do wszystkich o pamiętanie o naszej tradycji.

 

2012

 

 

 

Khenmo (odpowiednik doktoratu z filozofii buddyjskiej) Rigzin Czodron jest mniszką i nauczycielką z Larung Garu.