Dalajlama: Patrząc w przeszłość

Jeden obraz potrafi obudzić wiele wspomnień. Ta okładka magazynu TIME, ilustracja do artykułu o mojej ucieczce z Tybetu, przypomina o tragedii naszego kraju i narodu.

Wkrótce skończę 88 lat. Zdjęcie zrobiono, gdy miałem 24. W tamtym czasie, choć próbowaliśmy wszystkiego, żeby móc żyć obok siebie, władze chińskie były nieprzejednane. Na szali leżało zachowanie naszej tożsamości. Uznałem, że najlepiej przysłużę się rodakom i Tybetowi, opuszczając Lhasę. Początkowo byłem pełen obaw i wątpliwości, ale też dokładnie wiedziałem, do czego zobowiązuje wiara i nadzieja, jaką pokładali we mnie Tybetańczycy. W podobnych okolicznościach, mając niespełna 16 lat, zupełnie nieprzygotowany, musiałem stanąć na czele rządu Tybetu. Często mówię, że straciłem wtedy wolność osobistą. Sześć lat później odebrano ją naszej ojczyźnie, a ja zostałem uchodźcą.

Tragedia Tybetu wciąż trwa, ale azyl w Indiach przyniósł wiele ukrytych błogosławieństw. W chwili przekroczenia granicy 31 marca 1959 roku poznałem smak wolności. Od tego czasu, jako najbardziej zasiedziały gość rządu w Delhi, korzystam z wszelkich swobód. Co więcej, Indie zapewniły mi – oraz wszystkim, którzy zdołali uciec – możliwość pielęgnowania i promowania tybetańskiej tożsamości oraz dzielenia się ze światem naszą kulturą współczucia i pokoju.

Dla mnie samego najważniejsza była możliwość kontynuowania procesu duchowego rozwoju. Starając się służyć sprawie Tybetu, przez kilkadziesiąt lat miałem sposobność prowadzenia dialogu z przywódcami różnych religii, uczonymi i naukowcami. Dzięki nowym przyjaciołom lepiej rozumiem, co nurtuje ludzi i jak mogę przyczynić się do budowania lepszego świata.

Jestem przekonany, że nowoczesna oświata nie przywiązuje należytej wagi do dobrego serca. Jako zwierzęta społeczne zależymy od innych. Jako ludzie łakniemy czułości i dlatego wszystkie religie mówią o współczuciu. Ci, których religia nie interesuje, do zdrowia i szczęścia także potrzebują miłości i dobroci. Czas, jaki mi pozostał, poświęcę swoim czterem zobowiązaniom, czyli promowaniu ludzkich wartości; harmonii między religiami; indyjskiej tradycji mądrości, która wyrasta ze współczucia (karuna) i niestosowania przemocy (ahimsa), oraz, rzecz jasna, tybetańskiej kultury, serca naszej tożsamości. Moim zdaniem każda z tych rzeczy dobrze służy pokojowi na świecie.

Dziś jestem bezpaństwowcem i nie mogę wrócić do ojczyzny, ale według tybetańskiego porzekadła „dom masz tam, gdzie ci dobrze, a rodziców w tych, co cię kochają”. Indie i ich mieszkańcy oraz wielu ludzi na całym świecie są dla mnie źródłem miłości i ciągłego wsparcia. Patrząc na tę okładkę z 1959 roku czuję wdzięczność, że mogłem poświęcić życie służeniu innym.

 

28 lutego 2023

 

 

Za magazynem TIME