Lama Thupten Jesze: Szczęście z czekolady

Kochamy czekoladę. Niektórzy tak bardzo, że czasem myślą, iż nie trzeba im nic więcej do szczęścia. W ten sposób przejawia się moc przywiązania, w oparciu o które tworzymy czekoladową filozofię i podporządkowujemy jej życie. Bywa jednak, że czekolada się kończy. Wpadamy wtedy w histerię i czujemy się najnieszczęśliwsi na świecie. Nie ulega przecież wątpliwości, że nie za sprawą braku łakoci, tylko własnych wyobrażeń i nierozumienia natury rzeczy.

Czekoladę, jak wszystkie nasze przyjemności i problemy, charakteryzuje nietrwałość: pojawia się, trwa i znika. I jest to najzupełniej naturalne. Zrozumienie tego zmieni wasz stosunek do czekolady. A gdy zrozumiecie rzecz w całej rozciągłości, już nic nigdy was nie przerazi.

Ostatecznie nie możecie liczyć na czekoladę. Nie zawsze jest pod ręką, jak jej chcecie, i potrafi kłuć w oczy, kiedy nie macie na nią ochoty. Cechuje to wszystkie ulotne przyjemności. Jeśli w poszukiwaniu szczęścia zaczynacie emocjonalnie lgnąć do świata zjawisk, nie mając nad nim żadnej kontroli – żadnej władzy nad przemijalnością – ściągniecie na siebie mnóstwo cierpienia.

Ale głowa do góry! Macie do dyspozycji inne szczęście: głęboką radość cichego doświadczenia, która bierze się z waszego umysłu. To szczęście jest dostępne zawsze i niezawodne. Możecie je znaleźć, badając własny umysł. Obserwowanie go i analizowanie jest niesłychanie proste, a praktyka pozwoli wam doświadczać szczęścia zawsze i wszędzie. W rzeczy samej pragną tego wszystkie istoty. Szukanie szczęścia napędza świat, popycha do zrobienia grudki karmelu i rakiety kosmicznej. Dzieje ludzkości to historia szukania szczęścia, czy – jak wolicie – zapasu najlepszej czekolady.

 

 

 

Thupten Jesze (1935–1984), współzałożyciel klasztoru Kopan na przedmieściach Katmandu, był jednym z pierwszych tybetańskich lamów, którzy poświęcili się nauczaniu ludzi Zachodu. Pytany, dlaczego nie złożył ostatniego egzaminu na tytuł gesze (doktorat filozofii buddyjskiej) w lhaskim klasztorze Sera, odpowiadał: „żeby mówili do mnie Gesze Jesze?!”