Oser Nima: Z Larung Garu

Burzenie domów

Pokryte pyłem słońce rzuca dziś długie cienie. Wczoraj bandyci strzaskali księżyc, siejąc wszędzie srebrne łzy. Złe czary skradły noce, miesiące i lata. Koszmarne sny ożywają w ruinach burzonych domów. Palący ból w zdrętwiałych członkach jakby wyrwali garść włosów albo uderzyli w zaognioną ranę. Choć ścięcie różni się od uduszenia, zagłada tego, co zbudowało się własnymi rękoma, nieodmiennie niesie straszne cierpienie.

W tych maleńkich domkach, lepionych z pieniędzy uciułanych przez rodziców, potu i krwi przyjaciół, otrzymywaliśmy nauki i medytowaliśmy. Mieściły tylko nasze książki i worki z campą. Kiedy koparki i ludzie miażdżą chatki mniszek, słońce znika w chmurze pyłu. Kilku chłopców z zasłoniętymi twarzami staje pośrodku drogi i robi zdjęcia. Większość sprawia wrażenie ogłuszonych, niektórzy gdzieś telefonują. Całe zbocze jest usłane połamanymi deskami i plastikowymi butelkami. Miliony zdjęć zachodzą czerwienią pompowanej przez nasze serca krwi. Chmury i wzgórza zlewają się w złowrogim mroku. W okiennicach i futrynach więźnie płacz. Piły warczą jak rozwścieczony tygrys. Kurz ze zrywanych dachów i dartych dywanów opada na twarze intonujących hymn chińskich i tybetańskich robotników. Rozdygotane kłębki nerwów szukają tymczasowego schronienia, próbują ratować i opatrywać ranne sprzęty. Czy zdołamy zapomnieć ten dzień, nawet jeśli straszny miesiąc i rok kiedyś się skończą? Choć udawało się nam unikać większości radości i smutków, którymi żyją obrzeża, te tortury przewyższają wszystko. Rozkazy z góry i rozporządzenia z lokalnego komitetu są jak kaprysy demonów i kanibali. Wspomnienia snów wydają się bezkresne niczym łąki płaskowyżu. Tu konie nie tykają nawet kwiatów, a śnią się wyłącznie równane z ziemią domy. Nie ma ucieczki przed słowami, które są cięższe niż góry. Spokój wielkich świętych nie daje przystępu dygotowi rozdartych serduszek. Wszyscy biorą rzeczy takimi, jakie są, znając ich naturę z nauk lamów. Historia pełna jest ruin domów, które ktoś zbudował. Oto słowa wielkich mędrców. We mnie są jednak tylko te, które spisuję.

Łzy pożegnania

W głębi i zakamarkach umysłu są nie okruchy prawdy, a świadectwa smutku. Pamięć wypełniają łzy, po brzegi. Buldożery rozjeżdżają kwatery mnichów, nasi bracia i siostry przypominają kwiaty, których uśmiech zabrała susza. Rozpacz niweczy nawet piękno wiersza. W sercach mieszka tylko lepki smutek. Plecy uginają się do ziemi pod brzemieniem bólu. Chmura pyłu spowija umysły, dusi wspomnienia. Naturą tego świata jest cierpienie. Hasła wolności opadają jak kamień w wodę. Szumna „równość” znika niczym słońce za horyzontem. Slogany o „służeniu ludziom” płoną gwałtowniej niż sztuczne psie futro. Wszystko tonie w morzu łez. Historie rozpaczy spowijają góry i doliny. Wargi szepcą płynące prosto z serca modlitwy do Opiekunów. Małym ludzikom nie wolno tu zostać. Nasze domy nie mogą zapuścić korzeni na tym zboczu. Za to władza mości się na świecie całym i rozpiera na pięciu kontynentach. Uczniów odrywa się od lamy. Buddyjską mantrę ścina razem z głową. Zło zrodzone z przekreślenia każdego świętego słowa jest krzykiem prawa karmy. Razem piliśmy nektar nauk Buddy. Ramię w ramię uczyliśmy się, analizowaliśmy, medytowaliśmy, dyskutowaliśmy i pisaliśmy bez lęku. Bracia i siostry w Dharmie, nie pozwólmy im przeciąć łączącej nas więzi, stopić esencji ślubowania, spalić pnia naszego życia, zgasić złotych promieni aspiracji, podkopać fundamentu trojakiej dyscypliny. Przechowajmy w sercach bezcenne pouczenia naszych lamów, praktykujmy, gromadząc wielką zasługę. Przepędzani stąd bracia i siostry, nie bądźcie smutni. Ci, którym dane będzie zostać, pozostaną silni. Prawda jest z nami. Módlmy się o ponowne spotkanie i rozkwit Dharmy. Żegnamy was ze łzami w oczach i bólem w sercach. Wszystko, co zdarzyło się w tym strasznym roku, zostanie spisane. Niechaj was strzegą Trzy Klejnoty.

Czarne miesiące, czarny rok

Dla tych na dole prawdą absolutną są poruszenia czarnego języka tych z góry. Toczenie oczu i poruszenia warg zwierzchników wyznaczają im plan działania. Spazmatyczne miotanie się w tę i nazad ma niszczycielską siłę. Nic dziwnego, że sprowadzają na siebie zagładę niczym sześć trucizn. W szczelinach czerwonego malowidła panuje nieznośny ucisk, a fałszywe oskarżenie sprowadza tysiąc nieszczęść. Wichura porywa także sztuczne kwiaty. Głębia filozofii pała tęczowym blaskiem. Kiedy wojownicy prawdy przekraczają rzekę i pędzą ponad chmurami drogą mądrości, słońce świeci wszem wobec. Okażcie dobroć i współczucie pełnym nienawiści, szkodliwym i zakłamanym. Każdy wie, w czyim sercu kryje się zło i kto sieje wokół siebie zniszczenie. Ja przeklinam zwyczajem miernot, władzy przecież nie mam żadnej. Mogę was irytować, ale być może także przynieść ozdrowienie. Czyż nie jesteśmy spokrewnieni? A skoro tak, czyż nie podnosicie ręki na siebie? Czyż nie idziemy tą samą drogą? Nie służymy temu samemu panu? Czyż niszcząc nas, nie niesiecie zagłady sobie? Piszę, zgodnie z prawem nietrwałości, ukradkiem. W tym świecie wszystko to wznosi się, to opada. Z perspektywy praw człowieka to są jawne tortury. Ludziom krają się serca. Zrobił się z tego spektakl w niezliczonych odsłonach, jedna straszniejsza od drugiej. Jeśli jednak sięgniecie po kroniki naszej imperialnej historii, przestaniecie się dziwić. Każda głowa, która wystaje nad inne, zostaje ścięta. Zastanówcie się dobrze, bo to pisane jak śmierć trupowi.

 

5 października 2016

 

larunggar-oswietlonaswiatynia

 

Założony w 1987 roku Instytut Larung Gar stał się największym ośrodkiem renesansu buddyzmu tybetańskiego po ponad trzech dekadach maoistowskich represji. Władze chińskie próbowały go rozbić w 2001 roku, wydalając tysiące duchownych i niszcząc ich domy. Operację powtórzono piętnaście lat później.

Trzy Klejnoty buddyzmu: Budda, Dharma i Sangha; trojaka dyscyplina tyczy ślubowań, medytacji i mądrości; a sześć trucizn to przywiązanie, złość, niewiedza, pycha, wątpienie i błędne poglądy.

 

Za High Peaks Pure Earth