Lama Rinczen: Korzenie tybetańskiej tradycji buddyjskiej

Siddharta Gautama

W VI wieku p.n.e. w hinduskim książęcym rodzie Siakjów urodził się Siddharta Gautama, późniejszy historyczny Budda, zwany Siakjamunim (mędrcem z rodu Siakjów). Książę wychowywał się w królewskim dostatku. Spełniano każde jego pragnienie. Otrzymał nadzwyczaj staranne i wszechstronne wykształcenie. Od najmłodszych lat wyróżniał się też niezwykłymi zdolnościami, talentami oraz przymiotami ciała i umysłu. Wydawało się, że młody, zdrowy, bogaty i uwielbiany przez wszystkich, powinien być najszczęśliwszym z ludzi.

Jednak spokój odbierały mu podstawowe pytania egzystencjalne. Dlaczego ludzie chorują i umierają? Jak można szukać ukojenia w przyjemnościach, skoro wiadomo, że te przeminą i dosięgnie nas w końcu ból oraz śmierć. Ludzie chcą być szczęśliwi, nikt nie chce cierpieć, wszyscy starają się unikać tego, co sprawia im ból. Niemniej szukając przyczyn cierpienia i radości jedynie na zewnątrz, nikt nie znalazł sposobu na autentyczne uwolnienie się od wszelkich trosk oraz na osiągnięcie trwałego szczęścia.

W wyniku takich przemyśleń dwudziestodziewięcioletni książę Siddharta porzucił swoje królestwo i udał się na poszukiwanie Prawdy. Wybrał los bezdomnego ascety, idąc za przykładem wielu podobnie niespokojnych umysłów owych czasów. Rozpoczął od studiowania jogi i filozofii bramińskiej. Potem zdecydował się na skrajną ascezę i praktykował ją przez kilka lat. Ale wciąż nie osiągnął celu. Mając trzydzieści pięć lat zrozumiał, że ani folgowanie przyjemnościom, ani wyczerpująca asceza nie są właściwymi ścieżkami. Wkroczył wówczas na „drogę środka”, która do dziś pozostaje wyznacznikiem życiowych zasad dla milionów buddystów.

Po okresie intensywnej kontemplacji Siddharta przebił się przez ostatnie zasłony niewiedzy. Pojął, że zarówno prawdziwe szczęście, jak i cierpienie są stanami umysłu, a zewnętrzne warunki to tylko wtórne okoliczności, sprzyjające radości bądź udręce. Czyż świat nie jest pełen bogatych, zdrowych, a jednak nieszczęśliwych ludzi? Czy nie znamy szczęśliwych biedaków? Zrozumiał także, iż postępując tak, a nie inaczej, sami sprawiamy, że w przyszłym życiu znajdziemy się w takich, a nie innych warunkach, zaś obecne zdrowie czy bogactwo jest efektem czynów dokonanych w przeszłych żywotach. I książę został Buddą, Przebudzonym. Wedle tradycyjnych przekazów dokonał tego pod drzewem bodhi w Bodh Gai, w Indiach.

Przez pierwszych siedem tygodni po osiągnięciu Przebudzenia Budda z nikim nie rozmawiał o swoim urzeczywistnieniu. Kiedy jednak dawni towarzysze, widząc emanujący zeń blask i majestat, poprosili o podzielenie się z nimi tym, co odkrył, nie widział powodu, aby im odmówić. Przez następne czterdzieści pięć lat stale nauczał, a grono tych, którzy zwracali się do niego po duchowe przewodnictwo, nieustannie rosło.

Budda przekazywał innym wiedzę i doświadczenie, tylko jeśli był o to proszony. Ta zasada, czyli brak nawracania, pozostaje do dziś wyznacznikiem postępowania nauczycieli buddyjskich. Nie mówi się o Naukach tym, którzy o to nie proszą, ale też nie można odmówić ich tym, którzy pragną wiedzy.

Historyczny Budda Siakjamuni, opuścił ciało w wieku osiemdziesięciu lat, pozostawiając rzesze uczniów i wielką duchową spuściznę, która przez stulecia miała ogromny wpływ na rozwój wielu narodów i wciąż pozostaje żywą tradycją religijną dla setek milionów ludzi na całym świecie.

Nauka Buddy

Zasadnicze elementy Nauki Buddy nazywa się Czterema Prawdami: raz, o istnieniu cierpienia; dwa, o przyczynach cierpienia; trzy, o uwolnieniu od cierpienia; cztery, o ścieżce prowadzącej do wyzwolenia.

Pierwsza z tych prawd to stwierdzenie faktu, że życie jest nierozerwalnie związane z cierpieniem, rozumianym w tym kontekście jako wszelkie nieprzyjemne doświadczenia – od fizycznego bólu aż po najsubtelniejszy brak poczucia satysfakcji i spełnienia. Mówi się zatem o trzech rodzajach cierpienia: cierpieniu bólu, przemijania i egzystencji.

Cierpienie bólu jest jak zgniły ryż. Nikt nie chce go jeść. A jednak przechodzimy przez ból narodzin, chorób, starości i śmierci. Nie potrafimy też uniknąć rozłąki z tymi, z którymi chcielibyśmy przebywać. Musimy za to spotykać tych, których wolelibyśmy unikać. Nie możemy zdobyć wszystkiego, czego pragniemy, ani pozbyć się tego, co nam wadzi.

Cierpienie przemijania przypomina dobrze przyrządzony ryż zmieszany z trucizną. Najpierw smakuje, a potem przynosi ból. Mimo że doświadczamy w życiu licznych radości, żadna z nich nie trwa wiecznie. Dążymy do celu, lecz osiągnąwszy go, nie czujemy się spełnieni. Gromadzimy różne dobra i kłopoczemy się ich pilnowaniem po to tylko, by i tak nieuchronnie je stracić – najpóźniej w chwili śmierci. Stale chcemy czegoś nowego i to poczucie braku pełnej satysfakcji, choć bywa bardzo twórcze, także jest bolesne.

Cierpienie egzystencji jest jak niedojrzały ryż. Na razie nie znamy jego smaku, gdyż naszą wrażliwość tłumią doświadczania bólu albo przyjemności, która z czasem też przemieni się w ból. Niemniej sam fakt istnienia jako żywa istota przyciąga do nas pozostałe rodzaje cierpienia, czyniąc udręką egzystencję jako taką.

Innymi słowy, nie osiągniemy prawdziwego szczęścia, dążąc jedynie do chwytania przyjemności i unikania tego, co bolesne. Budowanie przyszłości na ulotnych radościach przypomina wznoszenie zamku na lodzie.

Gdybyśmy jednak z tej pierwszej lekcji wyciągnęli wniosek, że buddyzm jest religią pesymistyczną, bylibyśmy w ogromnym błędzie. Budda stwierdził tylko, że życie, które sprowadza się do konsumowania przyjemności i uciekania przed bólem, po prostu nie może być satysfakcjonujące. Następnie wskazał przecież przyczyny tego stanu rzeczy oraz możliwość pokonania cierpienia. Dopóki nie uświadomimy sobie, że coś nam dolega, nie będziemy podejmować żadnych prób leczenia. Podobnie jak to czyni lekarz, Budda rozpoczął więc od zdiagnozowania choroby, czyli dręczącego nas odwiecznie cierpienia, a następnie przepisał lekarstwo: ścieżkę duchową, która usuwa i dolegliwość, i jej przyczyny.

Druga prawda ukazuje zatem przyczyny cierpienia. Jeśli w rękę wbił się nam kolec, nierozsądnie byłoby ograniczyć się do zażywania środków przeciwbólowych. Trzeba usunąć drzazgę, która powoduje ból. Podobnie z cierpieniem: można się go pozbyć tylko wtedy, kiedy wiadomo, jaka jest jego prawdziwa przyczyna. Budda nauczał, że wszystko, czego doświadczamy teraz, stanowi rezultat naszego dotychczasowego postępowania. Prawe czyny prowadzą do szczęścia, a złe przynoszą cierpienie. Włożywszy rękę w ogień, od razu wiemy, że nie było to rozsądne. Kiedy jednak przyczyna i skutek oddalone są w czasie, nie zawsze potrafimy wyciągnąć odpowiednie wnioski. Odradzając się bez ustanku w nowych ciałach, nie pamiętamy, co robiliśmy w poprzednich żywotach. Dlatego nie rozumiemy zależności pomiędzy dokonanymi kiedyś przez siebie czynami a obecnym cierpieniem lub szczęściem. Osiągając Przebudzenie, Budda dostrzegł, jak funkcjonuje prawo działań i ich skutków. Nauczał potem, że przyczyną wszelkiego cierpienia, jakiego doświadczamy, jest nasze własne złe postępowanie.

Jednak nawet wiedząc, że jakieś zachowanie jest niewłaściwe, zaślepieni pragnieniem albo gniewem, często nie potrafimy się przed nim powstrzymać. Albo – przestraszeni czy zdezorientowani – nie umiemy zdobyć się na prawość, gdy jest ona potrzebna. Główną przyczyną negatywnych działań są zatem destruktywne uczucia, które mają swe źródło w niewiedzy i braku zrozumienia prawdziwej natury bytu.

Dwie pierwsze prawdy opisują sytuację zwykłej istoty, która pragnie pomyślności i nie chce cierpieć, ale z powodu niewiedzy nigdy nie jest w stanie zdobyć trwałego szczęścia ani całkiem uwolnić się od problemów. W trzeciej prawdzie Budda przedstawia najlepszą nowinę: cierpieniu można położyć kres! Pokazując przy tym na własnym przykładzie, że można odmienić swoje życie i osiągnąć pełnię szczęścia – całkowitą wolność od cierpienia. Każda istota potrafi dojść do tego celu, zwanego stanem Buddy. Zapewne tą nadzieją tłumaczyć można „narodowe” cechy buddystów: optymizm, radość i poczucie humoru.

Przebudzony nauczał, że każda istota posiada potencjał stanu Buddy, ale nie uświadamia tego sobie z powodu silnie zakorzenionych nawykowych skłonności, niewiedzy i destruktywnych uczuć. Jeśli jednak usunąć z umysłu owe skalania, przejawi się jego oświecona natura. Stan Buddy oznacza całkowite unicestwienie gniewu, żądzy, dumy i zazdrości oraz wygaśnięcie wszelkiego cierpienia, dlatego bywa porównywany do zdmuchnięcia świecy. Zewnętrznym obserwatorom zdarza się wyciągać z tego błędne wnioski i przypisywać buddyzmowi nihilizm, gdyż nie dostrzegają albo nie chcą dostrzec nauk, które opisują stan, jaki pojawia się po oczyszczeniu owych splamień, kiedy umysł może wreszcie przejawiać bez przeszkód swoje wrodzone właściwości, takie jak bezgraniczna miłość, współczucie czy wszechwiedza.

Mimo że wszystkie istoty mają wrodzoną naturę Buddy, zwykle nie są tego świadome. A zaciemnienia umysłu nie znikają same z siebie i nikt nie zostaje Buddą przez przypadek – i o tym mówi prawda o ścieżce prowadzącej do wyzwolenia. Do pokonania destruktywnych uczuć i ujrzenia prawdziwej natury umysłu (czyli osiągnięcia stanu Buddy) trzeba odpowiednich praktyk duchowych.

Na ścieżkę rozwoju składa się w buddyzmie z jednej strony oczyszczanie ciała, mowy i umysłu z wszelkich negatywnych skłonności, z drugiej zaś rozwijanie cech pozytywnych, takich jak miłość i współczucie wobec wszystkiego, co żyje. Praktykowanie jej sprowadza się do trzech zasadniczych elementów. Pierwszym jest właściwe postępowanie, czyli unikanie tego, co krzywdzi innych, oraz angażowanie się w czynienie dobra, a więc rozwijanie dobroczynności, etycznej samodyscypliny i cierpliwości w działaniu dla pożytku innych. To warunek powodzenia w dwóch pozostałych aspektach praktyki duchowej.

Drugim elementem jest medytacyjne wyciszenie. Podczas medytacji człowiek uczy się nie podlegać wpływowi destruktywnych uczuć, dzięki czemu może unikać szkodliwych działań. W spokojnym umyśle pojawia się też jasne zrozumienie głębszych prawd.

Trzeci element praktyki buddyjskiej to rozwijanie zrozumienia. Ma ono różne etapy. Zaczyna się od studiowania Dharmy, czyli Nauk Buddy, a następnie je zgłębia i odnosi do własnego życia. Na koniec sięga się po zrozumienie najwyższe, czyli bezpośrednie doświadczenie Prawdy. Może ono pojawić się tylko w umyśle pełnym cnót, który dzięki medytacyjnemu wyciszeniu osiąga jasność pojmowania.

W społecznościach buddyjskich praktykujących duchową ścieżkę dzieli się na trzy grupy, odpowiadające różnym stylom urzeczywistniania owych ideałów. Do pierwszej, najliczniejszej należą praktykujący buddyzm ludzie świeccy. Ze względu na zobowiązania rodzinne i społeczne nie mogą poświęcić zbyt wiele czasu na medytację czy studiowanie nauk. Ich praktyka skupia się głównie na dobroczynności i zaufaniu, że prawe postępowanie w połączeniu z błogosławieństwem Buddy sprawi, iż odrodzą się korzystnie, mogąc kontynuować swój rozwój i osiągnąć Przebudzenie w przyszłych żywotach. Grupę drugą stanowią mnisi i mniszki. Życie zakonne oznacza w buddyzmie rezygnację z posiadania domu, rodziny i pracy zarobkowej oraz poświęcenie całego czasu na praktyki religijne. Duchowni żyją zwykle w zgromadzeniach klasztornych, przekazujących z pokolenia na pokolenie wiedzę o właściwych sposobach interpretowania różnych aspektów nauki Buddy. W buddyzmie klasztory zawsze były ostoją tradycji i strażnikiem wierności oraz czystości przekazu Nauk. Trzecia grupa to jogini, którzy ani nie angażują się w życie rodzinno-społeczne, ani nie pozostają w klasztorze. Przebywają zwykle z dala od dużych skupisk ludzkich i całą energię poświęcają praktyce medytacji, dążąc do osiągnięcia najwyższego poziomu duchowego rozwoju już w tym życiu. To właśnie spośród nich wywodzi się większość buddyjskich świętych, dzięki czemu jogini mogą do dziś liczyć na wsparcie materialne ze strony świeckich.

We wszystkich krajach buddyjskich mnichów i joginów otacza się wielkim szacunkiem. Udzielanie im pomocy i wszelkiego wsparcia należy do podstawowych praktyk religijnych ludzi świeckich. Ów trójpodział nie jest przecież sztywny i wielu świeckich studiuje pisma oraz medytuje, a niektórzy mnisi skupiają się na dobroczynności, na przykład opiekując się chorymi.

Trzy nurty buddyzmu

Wszyscy uczniowie Buddy zgodnie uznawali Cztery Prawdy za istotę Nauk ogłoszonych przez Przebudzonego. Rozumieli je jednak na różne sposoby. Największe rozbieżności dotyczyły sposobu realizowania Prawdy o ścieżce prowadzącej do wyzwolenia. I tak z czasem wyodrębniły się trzy nurty, które kładły nacisk na inne aspekty praktyki i odmiennie opisywały owoc tej ścieżki, czyli nirwanę.

Hinajana

Już około IV w p.n.e. skrystalizowała się tradycja hinajany („małego wozu”), kładąca nacisk na ideę wyzwolenia samego siebie z samsary, czyli kołowrotu cierpień. Według tego nurtu Budda jest kimś wyjątkowym. Jego uczniowie mogą co prawda osiągnąć wyzwolenie, ale nie dokładnie takie, jakie stało się udziałem Buddy Siakjamuniego. Wyzwolenie – stan Arhata – stanowi koniec wszelkiego cierpienia, porównywany do zdmuchnięcia płomienia świecy. Hinajana opiera się na pierwszym cyklu nauk Buddy, noszącym miano Pierwszego Obrotu Koła Dharmy. Podkreśla się w nim znaczenie nauk o skutkach własnych czynów, o potrzebie etycznej samodyscypliny oraz o braku samoistnej jaźni. Wyznawcy tej tradycji utrzymują, że są to jedyne prawdziwe i ostateczne nauki Siakjamuniego.

Mahajana

Drugi nurt opiera się na twierdzeniu, że nauki Pierwszego Obrotu Koła Dharmy są prawdziwe, ale nie ostateczne, bowiem później Budda przekazał jeszcze głębsze nauki, ponownie obracając Kołem Dharmy. Kierunek ten, zwany mahajaną („wielkim wozem”), był obecny od początku istnienia buddyzmu, jednak jako odrębny nurt ukształtował się w pełni dopiero w I wieku n.e. Od hinajany odróżnia go podstawowa motywacja praktykującego. Mahajana propaguje postawę Bodhisattwy, czyli kogoś, kto nie myśli jedynie o własnym wyzwoleniu, lecz pragnie uwolnić od cierpienia wszystkie czujące istoty. W praktyce duchowej nacisk kładzie się na rozwijanie miłości i współczucia oraz altruistyczną pracę dla innych. W naukach mahajany szczególną uwagę zwraca się na tworzenie przyczyn osiągnięcia celu w przyszłości. Dlatego zwie się ją ścieżką przyczyn.

Głosi się także, że nie tylko jaźń nie jest samoistnym bytem, bowiem i zewnętrzne zjawiska istnieją jedynie w sposób zależny. Ten brak samoistności nazywa się pustością. Zachodni interpretatorzy z reguły rozumieją to pojęcie zupełnie opacznie, stawiając buddyzmowi absurdalny zarzut nihilizmu. Tymczasem sam Budda mówi w sutrze Ratnakuta: „Błąd wiary w realność zjawisk jest wielki niczym najwyższa z gór, lecz błąd nihilizmu – jeszcze większy”.

Owocem praktyki mahajany jest osiągnięcie stanu Buddy. Każdy może tego dokonać, o ile tylko przez wiele wcieleń będzie podążać ścieżką Bodhisattwy. Wedle tej tradycji Budda jest w pełni doskonałą istotą, która osiągnęła trzy kaje (co w sanskrycie znaczy „ciało”): dharmakaję, sambhogakaję i nirmanakaję.

Dharmakaja to bezforemna „kaja absolutnej prawdy”, absolut, którego nie da się poznać żadnym ze zmysłów ani zrozumieć za pomocą intelektu. Można go doświadczyć jedynie poprzez bezpośrednie urzeczywistnienie Przebudzenia, co jest równoznaczne z wyzwoleniem od cierpienia oraz osiągnięciem wszechwiedzy i bezgranicznego szczęścia.

Dwie następne kaje nazywa się „foremnymi”. Sambhogakaja to „kaja doskonałej szczęśliwości”. Przejawia się w postaci niezliczonych Buddów, którzy przebywają w Czystych Krainach i nauczają adeptów wystarczająco zaawansowanych na ścieżce Bodhisattwy. Osoby odpowiednio przygotowane (prowadzeniem prawego życia i praktyką duchową) mogą po śmierci odrodzić się w takiej niebiańskiej krainie, aby stopniowo dojść tam do pełnej doskonałości stanu Buddy, a nawet, o ile dokonają niezbędnego oczyszczenia – i tu, na ziemi otrzymywać nauki „kaji doskonałej szczęśliwości” podczas mistycznych wizji. Historia buddyzmu mahajany zna wielu świętych wizjonerów, którzy wzbogacają przekaz nauk o żywe doświadczenie.

Nirmanakaja to „kaja emanacji”. Przybiera kształt historycznych postaci, takich jak Budda Siakjamuni, które odradzają się po to, aby ukazywać innym ścieżkę do wyzwolenia. „Kaja emanacji” może także przejawiać się w formie duchowych nauczycieli, władców pomagających poddanym, a nawet zwykłych ludzi, z poświęceniem pracujących dla dobra innych. Również mistrzowie innych tradycji duchowych mogą być postrzegani jako emanacje aktywności Buddy, nauczające stosownie do zdolności i sposobów myślenia różnych istot. Dlatego jedną z reguł buddyjskich jest szacunek dla wszystkich religii.

Na Zachodzie często przedstawia się Buddę jako mędrca z rodu Siakjów, który żył ponad dwa i pół tysiąca lat temu. Dla buddysty z nurtu mahajany Budda to coś znacznie więcej. To dharmakaja – absolut. A równocześnie strumień niezliczonych form sambhogakai oraz nirmanakai, nieustannie płynący z dharmakai, by nieść pomoc tym, którzy jeszcze nie osiągnęli wyzwolenia.

Kanoniczne teksty mahajany zwane są sutrami, toteż często tradycję tę określa się także mianem sutrajany.

Wadżrajana

Buddyzm wadżrajany wyodrębnił się jako niezależny kierunek najpóźniej, bo dopiero w pierwszych wiekach naszej ery. Opiera się on na naukach Trzeciego Obrotu Kołem Dharmy i podkreśla, że wszystkie istoty mają wrodzoną naturę Buddy. Akceptując nauki hinajany i mahajany jako prawdziwe, wadżrajana dodaje do nich specyficzne metody, które mają szybko i skutecznie prowadzić do urzeczywistnienia ideału Bodhisattwy już w tym życiu. Proponuje „szybką ścieżkę” w odróżnieniu od „stopniowej ścieżki” mahajany. Zamiast skupiać się na przyczynach, wadżrajana mierzy od razu w sam cel, czyniąc ścieżkę z owocu. Oznacza to, że adept, choć nie dotarł jeszcze do kresu duchowej ścieżki, stara się utrzymywać taką postawę, jakby osiągnął już najwyższy cel. Innymi słowy, próbuje myśleć, odczuwać i postrzegać tak, jakby był Buddą. Według nauk tej szkoły jest to najszybszy sposób na przezwyciężenie destruktywnych uczuć oraz obudzenie w sobie pozytywnych cech.

Tak więc ten sam cel – cel ścieżki mahajany – jest w wadżrajanie realizowany przy pomocy innych metod. Podczas medytacji adept tej tradycji wyobraża sobie, że jest Buddą. Z najdrobniejszymi szczegółami wizualizuje swoje ciało jako ciało Buddy. Powtarzając święte słowa mantry, utożsamia swą mowę z mową Buddy. Stara się trzymać umysł z daleka od destruktywnych uczuć i utrzymuje postawę miłości oraz współczucia – nieodłącznych cech umysłu Buddy. Podobnie jak życie zakonne rozpoczyna się od przyjęcia ślubów, a wstąpienie na ścieżkę Bodhisattwy dokonuje się przez złożenie ślubowania Bodhisattwy, tak rozpoczęcie praktyki wadżrajany wymaga przejścia przez odpowiedni rytuał wprowadzający. Od stuleci mistrzowie udzielają uczniom rytualnych „upoważnień” do utożsamiania się z określonym aspektem Buddy, po czym adepci, którzy osiągną powodzenie na ścieżce, sami zostają mistrzami i przekazują praktyki następnemu pokoleniu. Bardzo długo nauki te udostępniane były jedynie wąskiemu kręgowi wtajemniczonych i choć z czasem ich liczba rosła, podstawowa zasada pozostała niezmienna – bez żywego przekazu od wykwalifikowanego mistrza nie można autentycznie praktykować tej ścieżki.

Buddyzm wadżrajany jest nadal żywy w Chinach, Japonii, Tybecie, Mongolii i innych krajach środkowej Azji, jednak tradycja chińska i japońska pozostają prawie nieznane zachodniemu światu, ponieważ w tamtejszych świątyniach wciąż traktuje się te nauki jako tajemne i zastrzeżone.

Buddyzm tybetański łączy w sobie wszystkie aspekty nauk Buddy Siakjamuniego. „Zewnętrznie” zaleca przestrzegać etycznej samodyscypliny zgodnej ze ścieżką hinajany, a społeczność klasztorna jest tu liczniejsza niż w jakimkolwiek innym kraju na świecie. W wymiarze „wewnętrznym”, dotyczącym umysłu, kładzie nacisk na rozwijanie altruistycznej postawy Bodhisattwy i kontemplowanie iluzoryczności wszystkich zjawisk, co stanowi istotę mahajany. W najbardziej osobistym aspekcie „tajemnym” stosuje zaś medytacje wadżrajany, które mają najszybciej prowadzić do celu tej ścieżki duchowej.

Nauki Buddy, które opisują wadżrajanę, nazywa się tantrami, stąd inne imię tej tradycji: tantrajana (obok „mantrajany”, odzwierciedlającej znaczenie, jakie przypisuje się tu recytacji mantr). Trzeba jednak podkreślić, że poza mianem ten kierunek buddyzmu nie ma nic wspólnego z hinduistycznym tantryzmem, a pisma tych tradycji są od siebie dalsze niż, na przykład, chrześcijaństwo i islam. Dopiero exodus Tybetańczyków i spotkanie z autentyczną tradycją buddyjską uprzytomniły zachodnim religioznawcom absurdalność tez o „wynaturzonych rytuałach magicznych”, które produkowano w oparciu o błędne, powierzchowne interpretowanie ikonograficznych symboli. Dziś twarzą buddyjskiej wadżrajany jest Jego Świątobliwość Dalajlama, jeden z największych autorytetów duchowych i najbardziej szanowanych przywódców religijnych naszych czasów.

Buddyzm w Indiach

Przez wiele stuleci te trzy nurty buddyzmu rozwijały się w Indiach równolegle, a klasztory oraz świątynie hinajany i mahajany często stały blisko siebie. Jednak w pierwszych wiekach naszej ery na północy Indii zaczęła dominować mahajana, która rozprzestrzeniła się także na Chiny, a potem na Koreę i Japonię, przez co bywa określana mianem buddyzmu północnego. Tymczasem tradycja wcześniejsza mocno ugruntowała się na Śri Lance, w Birmie, Tajlandii i w innych krajach półwyspu Indochińskiego, czyli na południu.

Największą świetność mahajana osiągnęła w Indiach w połowie pierwszego tysiąclecia naszej ery wraz z powstaniem olbrzymich uniwersytetów klasztornych. W najsławniejszym z nich, Nalandzie, studiowało dziesięć tysięcy adeptów. Zgodnie z wymogami systemu nauczania na dziesięciu studentów przypadał jeden wykładowca, a biblioteka klasztorna dysponowała stoma tysiącami woluminów! Mnisi poznawali nie tylko księgi mahajany. Liczne zapiski świadczą o tym, że z jednakową skrupulatnością studiowano zagadnienia monastycznej dyscypliny i pisma wadżrajany, która miała tam wielu wybitnych propagatorów.

Do najbardziej znanych klasztorów tantrycznych należały Wikramasila i Pullahari. Były to nie tylko ośrodki studiów, ale także miejsca poświęcone medytacji i odprawianiu tradycyjnych rytuałów. To tam pod koniec pierwszego i na początku drugiego tysiąclecia uczyli się Tybetańczycy, którzy przenieśli nauki Buddy do Krainy Śniegu. Wkrótce potem najazdy muzułmańskie oraz polityka części hinduistycznych władców doprowadziły do zniknięcia buddyzmu z Indii. Choć w wielu krajach pozostaje on główną religią, w ojczyźnie nigdy nie odzyskał już dawnej świetności.

Buddyzm w Tybecie

Pierwsza fala zainteresowania Tybetańczyków buddyzmem przypada na ósmy i dziewiąty wiek. Mimo że już wcześniej tybetańscy królowie próbowali zaprowadzić tę religię w swoim kraju, udało się to dopiero Trisong Decenowi, który zaprosił przeora indyjskiego klasztoru Nalanda, Szantarakszitę oraz, za jego radą, wybitnego mistrza wadżrajany, Padmasambhawę. Wspólnie doprowadzili oni do rozprzestrzenienia i zakorzenienia buddyzmu w Krainie Śniegu. Według słów samego Buddy, jego nauka będzie trwać tak długo, jak długo będą istnieć buddyjscy mnisi, dlatego też za datę wprowadzenia buddyzmu w Tybecie uważa się ukończenie budowy pierwszego klasztoru i wyświęcenie pierwszych siedmiu mnichów w 779 roku.

Panujący w dziewiątym wieku Langdarma okazał się zagorzałym przeciwnikiem Dharmy, którą niemal całkowicie wyrugował z centralnych dzielnic kraju. Po śmierci króla próbowano temu zaradzić, okazało się jednak, że wiele nauk zaginęło, a interpretacja innych stała się przedmiotem sporów.

Głęboki kryzys zażegnano dopiero w XI wieku, zapraszając kolejnych nauczycieli buddyjskich z Indii. Wśród nich był Atiśa, najwybitniejszy mistrz swoich czasów, opat głównej świątyni w Bodh Gai. Dwanaście lat, które spędził w Tybecie, miało decydujący wpływ na kształt, w jakim trwa do dzisiaj tamtejsza tradycja buddyzmu, łącząc za jego sprawą zasady hinajany, mahajany i wadżrajany. On także nadał ostateczny kształt regułom życia klasztornego w Krainie Śniegu.

Inkarnacje i system tulku

Idea ciągłego odradzania się to jedna z najbardziej podstawowych doktryn buddyjskich. Zwykły śmiertelnik nie ma bezpośredniego wpływu na czas i miejsce kolejnych narodzin, ku którym popycha go moc nagromadzonych wcześniej pozytywnych i negatywnych działań. Jednak istoty rozwinięte duchowo mają zdolność świadomego wyboru swego odrodzenia po to, by zgodnie ze złożonym ślubowaniem Bodhisattwy najlepiej służyć innym. Już w Indiach uznawano niektórych ludzi za inkarnacje wielkich mistrzów. Tybetańska innowacja to system odnajdowania tulku, czyli świadomie inkarnowanych lamów, i rozpoznawania ich w wybitnie uzdolnionych dzieciach, które od najmłodszych lat poddawane są indywidualnemu, szczególnie starannemu kształceniu.

Pierwszy Karmapa (1110-1193) pozostawił przed śmiercią list, przepowiadający szczegóły swych przyszłych narodzin. Podobnie czynił w kolejnych wcieleniach, dając początek najstarszej linii świadomych inkarnacji oraz tradycji ich rozpoznawania.

Nawet jeśli wydaje się nam egzotyczny, system ten zdawał egzamin, o czym najlepiej świadczy historia Tybetu oraz współcześni tulku na czele z Jego Świątobliwością Dalajlamą, którego powszechnie uważa się dziś za głównego reprezentanta całego buddyzmu.

 

 

 

Lama Rinczen – przewodniczący Polskiej Unii Buddyjskiej, był pierwszym polskim mnichem wyświęconym w tradycji tybetańskiej. Tekst jest fragmentem wstępu do artykułu o historii szkoły karma kagju.