Niektórzy chińscy znajomi, zwłaszcza młodzi, krytykują mnie za zadawanie się z Dalajlamą. Nazywają go separatystą, który próbuje oderwać Tybet od Chin. Trudno mi ich winić, ponieważ sam to kiedyś mówiłem, a skutki prania mózgu zaczęły ustępować dopiero dzięki osobistym kontaktom z Tybetańczykami i ich przywódcą.
Dziś z pełnym przekonaniem odpowiadam młodym Chińczykom: choć propaganda partii komunistycznej nie przestaje o tym trąbić, Dalajlama nie jest separatystą.
Właśnie wysłuchałem wykładu Jego Świątobliwości w Brukseli. Jestem pod głębokim wrażeniem współczucia, jakim darzy on wszystkich ludzi, jego stanowczego sprzeciwu wobec przemocy i separatyzmu, autentycznego pragnienia pojednania Tybetańczyków z Chińczykami oraz szukania kompromisu w dialogu z rządem w Pekinie. Najwyraźniej głuchy na zaklęcia młodych tybetańskich radykałów i przestrogi zagorzałych chińskich antykomunistów, Dalajlama pozostaje oddany swojej wizji Drogi Środka, zakładającej rzeczywistą autonomię Tybetu w granicach ChRL z jej ustrojem i systemem prawnym.
Dalajlama zrezygnował ze zbrojnej walki o niepodległość, ponieważ wojna i rzeź kłócą się tak z naukami buddyzmu tybetańskiego, jak i z duchem współczesnej cywilizacji. Takie stanowisko jest także wyrazem realizmu politycznego oraz swego rodzaju ostatnią deską ratunku dla narodu tybetańskiego, jego kultury i religii. Innymi słowy, to dowód współczucia, mądrości politycznej i niekwestionowanego przywództwa.
Idea Drogi Środka zasadza się na rezygnacji z żądania niepodległości i oderwania Tybetu od Chin. Nie akceptuje przecież tego, w jaki sposób sprawuje dziś nad nim kontrolę partia komunistyczna. Pozostanie Tybetu w wielkiej chińskiej rodzinie w zamian za „rzeczywistą autonomię regionalną” wymaga więc ustępstw obu stron.
Pod koniec lat siedemdziesiątych poprzedniego stulecia ideę Drogi Środka zaakceptował sam Deng Xiaoping, zgadzając się rozmawiać o wszystkim poza niepodległością Tybetu. Ta wizja – jak by na nią nie patrzeć – jest przeciwieństwem separatyzmu.
Mimo to ludzie pokroju Zhu Weiquna, którzy mają interes w bronieniu własnej „żelaznej miski ryżu”, na wszelkie sposoby próbują Dalajlamę demonizować, nazywając go separatystą, zdrajcą, a nawet „wilkiem w owczej skórze”. To oni mnożą przeszkody, sabotują rozmowy, okłamują rząd centralny oraz uniemożliwiają Dalajlamie powrót do kraju, coraz bardziej radykalizując Tybetańczyków i wpychając ich na niepodległościową ścieżkę. Naprawdę nikt nie zrobił więcej dla sprawy tybetańskiego separatyzmu.
Zhu Weiqun celowo wypacza ideę Dalajlamy, mówiąc o „zakamuflowanych” roszczeniach separatystycznych. Odmowę uznania, że Tybet był częścią Chin od najdawniejszych czasów, uważa za dostarczanie argumentów prawnych zwolennikom niepodległości. Kłamie, że wizja rzeczywistej autonomii etnicznej rozsadzi obecny system i że stworzenie „większego Tybetu” zmusi do opuszczenia regionu wszystkich Hanów oraz siły Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Na dowód swoich tez przytacza wystąpienia sprzed trzydziestu lat, kiedy Dalajlama przedstawiał pięciopunktowy plan pokojowy w amerykańskim Kongresie i siedmiopunktowy program w Strasbourgu.
Wszyscy wiedzą, że negocjacje to targi, a nie turniej głuchych i apodyktycznych: każdy tu broni swego i ustępuje, szukając rozwiązania, które w największym stopniu satysfakcjonuje obie strony, gwarantując ich żywotne interesy.
Co więcej, żadna ze wspomnianych propozycji Dalajlamy nie zakładała oderwania Tybetu od Chin, spokojnie można więc było o nich rozmawiać na warunkach postawionych przez Denga. Jego Świątobliwość nigdy też nie mówił o „większym Tybecie”, domagając się po prostu autentycznego samorządu – który gwarantuje chińska ustawa o regionalnej autonomii etnicznej – dla wszystkich ziem tybetańskich. W tym systemie rząd centralny odpowiada oczywiście za sprawy zagraniczne i obronność, a więc i rozmieszczanie wojsk. Przedstawiona przez Dalajlamę idea „strefy pokoju” to wizja, a nie żądanie wycofania żołnierzy.
Dalajlama nie wspomniał nawet o wysiedlaniu Hanów z Tybetu, sprzeciwiał się natomiast ich masowemu napływowi, który zmienia Tybetańczyków w mniejszość oraz stanowi zagrożenie dla ich kultury i tożsamości. Frazy „szeroka autonomia” używa się w odniesieniu do Hongkongu, nie sugerując w żaden sposób obalania rządów Komunistycznej Partii Chin. Choć idea Drogi Środka z czasem się zmieniała, nigdy nie zakładała niepodległości ani jakiegokolwiek odrywania Tybetu od Chin.
O historycznym statusie Tybetu mówił natomiast w Brukseli profesor Liu Hancheng z Uniwersytetu Hongkońskiego. Bada tę kwestię od lat i przestudiował tysiące dokumentów z czasów dynastii Yuan, Ming i Qing oraz okresu republikańskiego: słowniki nazw geograficznych, spisy podziałów administracyjnych, wykazy podatków i danin, dokumenty meldunkowe, listy egzaminacyjne, archiwa sądowe, urzędowe, pocztowe, wojskowe i tak dalej, gromadząc niezbite dowody na to, że od najdawniejszych czasów Tybet był niepodległy.
Profesor Liu wiele mnie nauczył. Powiedział, że prowadził badania bez tezy politycznej i że nie zamierza dyskutować o tym, do kogo powinien „należeć” Tybet. Interesuje go wyłącznie historyczny status Tybetu, o którym chętnie rozmawia z niezależnymi i rządowymi uczonymi.
Dalajlama często powtarza, że historii zmienić się nie da i nie ma co jej przeczyć: niezależnie od tego, co kryje, przeszłość należy zostawić przeszłości i patrzeć w przyszłość z myślą o ludziach. To kolejny dowód politycznej mądrości oraz niechęci wobec separatyzmu.
Zhu Weiqun i jego grupa interesu mają nadzieję, że „problem Tybetu” umrze śmiercią naturalną razem z Dalajlamą. Prawda jest jednak taka, że jeśli sprawa nie zostanie rozwiązana za jego życia, sytuacja może się wymknąć spod kontroli, przeradzając w krwawy, długotrwały konflikt etniczny.
Wyjeżdżałem z Brukseli z przekonaniem, że młodzi Tybetańczycy stają się coraz bardziej radykalni w swoim żądaniu niepodległości. Ich rozczarowanie ideą Drogi Środka niepokoi także sympatyków na Zachodzie. Choć oczywiście popieram ideę samostanowienia z Karty Narodów Zjednoczonych, uważam, że koszty walki o niepodległość będą bardzo wysokie, a ona sama wcale nie leży w długofalowym interesie ani Tybetańczyków, ani Hanów. Temu najlepiej służy wizja Jego Świątobliwości.
Dalajlama jest najzupełniej szczery w swoim oddaniu sprawie pokojowego rozwiązania problemu Tybetu oraz w niechęci do separatyzmu. Widziałem na własne oczy, jak publicznie przekonywał do rezygnacji z wołania o niepodległość, porzucenia przemocy i wejścia na Drogę Środka ujgurską przywódczynię Rebiję Kadeer, która odpowiedziała wtedy, że przemawiają do niej te argumenty.
Uważam, że wszyscy młodzi ludzie w Chinach właściwych powinni przeczytać „Długą drogę do równości i jedności – refleksje o relacjach etnicznych” Phuncoga Łangjala, założyciela Komunistycznej Partii Tybetu i Tybetańczyka stojącego najwyżej w hierarchii chińskiego państwa w latach pięćdziesiątych. Jego diagnoza problemu Tybetu, ucieczki Dalajlamy oraz możliwych rozwiązań są naprawdę najwyższej próby.
Na koniec pozwolę sobie powiedzieć, że prezydent Xi Jinping powinien odsunąć Zhu Weiquna i jego grupę interesu, wykorzystać historyczną szansę i spotkać się z Dalajlamą, żeby raz na zawsze rozwiązać problem Tybetu oraz ziścić wizję pokojowego współistnienia grup etnicznych i trwałej stabilizacji.
28 września 2016
Han Lianchao jest weteranem chińskiego ruchu demokratycznego. Mieszka w Stanach Zjednoczonych, przez dwanaście lat pracował w amerykańskim Kongresie, doradzając trzem senatorom.
Za China Change