Pod koniec 2020 roku władze chińskie zaczęły kolejno zamykać prywatne tybetańskie szkoły w Sichuanie, zmuszając rodziców do przenoszenia dzieci do państwowych placówek, w których naucza się nie po tybetańsku, a po chińsku.
Według lokalnych źródeł Radia Wolna Azja (RFA) oficjalnym powodem likwidowania tybetańskich szkół jest konieczność „ujednolicenia podręczników”.
W Serszulu (chiń. Shiqu) działało mnóstwo małych szkół, do których posyłali swoje dzieci pasterze i chłopi. „Tybetańczycy boją się, że chińskie szkoły odbiorą dzieciom znajomość ojczystego języka i rodzimej kultury”.
Od kilku lat lawinowo rośnie też liczba państwowych przedszkoli, do których posyła się dzieci od drugiego do piątego roku życia. Coraz częściej obowiązkowe, stanowią one ważny element – zatwierdzonej osobiście przez przewodniczącego Xi Jinpinga – polityki „zaszczepiania czerwonego genu”. Teoretycznie dwujęzyczne, w praktyce kładą nacisk na „mówienie, ubieranie się i jedzenie po chińsku”. Według wielu niezależnych relacji posyłane do przedszkoli dzieci już po kilku miesiącach „tracą zdolność porozumiewania się z dziadkami, którzy znają wyłącznie tybetański. A tradycyjnie to właśnie oni zaszczepiają wnukom miłość do tradycyjnej kultury”.