Tybetańczycy gremialnie zbojkotowali Gjalcena Norbu, „chińskiego Panczena”, który w połowie lipca odwiedził tybetańskie prefektury Kardze (chiń. Ganzi) i Ngaba (chiń. Aba) w prowincji Sichuan.
Gjalcen Norbu – mianowany przez Pekin Panczenlamą w 1995 roku po uprowadzeniu chłopca wskazanego zgodnie z tradycją buddyjską przez Dalajlamę i nazywany przez rodaków „chińskim” albo „fałszywym” – brał udział w konferencji w Kardze oraz „wizytował” okręgi Barkham (chiń. Maerkang), Dzoge (chiń. Ruoergai) i Troczu (chiń. Heishui) w Ngabie, „gdzie z tej okazji zamykano nawet ulice”.
Według niezależnych źródeł Tybetańczycy, którzy tłumnie oblegają wszystkich buddyjskich hierarchów, „omijali fałszywego Panczena z daleka”. Z Gjalcenem Norbu spotkali się „tylko ci, co nie mieli wyjścia – na przykład opaci lokalnych klasztorów, zmuszani do pozowania do wspólnych zdjęć”.
Gjalcen Norbu, który zgodnie z partyjnymi wytycznymi wzywa teraz do „sinizacji” buddyzmu, piastuje stanowiska wiceprzewodniczącego Ogólnochińskiego Stowarzyszenia Buddyjskiego (od 2010 roku), członka stałego komitetu Ogólnochińskiej Ludowej Politycznej Konferencji Konsultatywnej (2013), przewodniczącego Funduszu Rozwoju Tybetu (2015) oraz przewodniczącego Stowarzyszenia Buddyjskiego Tybetańskiego Regionu Autonomicznego (2019). Nie ulega wątpliwości, że Pekin chce go wykorzystać do przydania pozorów legalności mianowaniu następcy obecnego Dalajlamy. Powszechnie uważany za marionetkę, tylko raz zaskoczył obserwatorów, ostrzegając publicznie w 2015 roku, że polityczne restrykcje zagrażają trwaniu tradycji buddyjskiej.