Po mianowaniu nowego przewodniczącego komitetu Komunistycznej Partii Chin w Tybetańskim Regionie Autonomicznym (TRA) powołano administrację, w której na każdego Tybetańczyka przypada trzech Chińczyków.
Choć większość jego poprzedników piastowała jakieś stanowiska w różnych rejonach Tybetu, Wang Junzheng – były wicesekretarz z Urumczi, obłożony przez Zachód sankcjami za kierowanie prześladowaniami Ujgurów w Xinjiangu – nie miał wcześniej nic wspólnego z Tybetańczykami.
W nowym „rządzie” teoretycznie wciąż autonomicznego regionu zaledwie czterech z piętnastu przewodniczących departamentów i ich zastępców pochodzi z Tybetu. Według informatora Radia Wolna Azja (RFA) 70 procent osób, piastujących kluczowe stanowiska w Lhasie, nie zna języka tybetańskiego.
W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, kiedy kariery zaczynało wielu aparatczyków pochodzenia tybetańskiego, proporcje były odwrotne. Dla Chińczyków zarezerwowane było tylko stanowisko przewodniczącego struktur partii – najwyższego namiestnika Pekinu w regionie – podczas gdy administracją, zgodnie z konstytucyjnymi gwarancjami autonomii, przynajmniej na papierze kierowali Tybetańczycy.