Pośrodku kielicha otwartego lotosu
na poduszce świetlistej tarczy księżyca
siedzi przepiękna, hipnotyzująca dziewczyna.
Strzeż mnie, proszę, Wielka Matko, bogini aktywności!
Jeśli pałasz niebiańskim blaskiem, na co ci klejnotowe kolczyki?
Jeśli masz pełne piersi, dlaczego nosisz naszyjniki?
Jeśli strzeżesz wszystkich całą noc, czemu służy ochronna mudra?
Jeśli otacza cię aureola młodości, po co tkwić w kwiecie lotosu?
Wyznaję, Nauczycielko trzech czasów i tej marnej epoki,
wpadłam w gorejącą otchłań pragnienia.
Zapłakana i zagubiona, kłaniam się do Twych stóp.
Pół życia przeminęło w mgnieniu oka
na kolejnych podtopieniach w otchłani depresji
i mozolnym wydobywaniu się na powierzchnię.
Jeśli uniesiesz mnie tymi delikatnymi palcami,
z rozkoszą poszybuję ku turkusowym płatkom czystej krainy.
Póki nie trafię do Twego nieba, płaczę wniebogłosy.
Mówienie o sobie jest jak echo w samotni,
zagłuszane wiatrem wycie szakala,
płaczka przedzierająca się przez nocną pustkę.
Matko, powiedz mi, czy w tym świecie istnieje
jakaś niezawodna przyczyna trywialnego szczęścia?
Spadające jesienne liście zdają się ścigać z moim życiem,
a przedwieczne ośnieżone góry odwzorowywać myśli.
Kapiące we mnie łzy są jak spadające o zmierzchu gwiazdy.
Choć całe to cierpienie smakuje niczym gorzkie zioła,
jest lekiem na wzmocnienie mojego szczęścia:
jedyny powód wiary w Ciebie, Szlachetna Taro.
Zadowolony adept idzie doliną, zatopiony w znanych sobie myślach.
Kiedy śpiewam o przeżyciach szalonej jogini Kelsang Lhamo,
serce ranią tysiące cierni, w których jest słodycz i gorycz ludzkiego losu.
Ufam wam, choć się nie znamy – i na pożegnanie piję za wasze zdrowie.
Kelsang Lhamo urodziła się na przedmieściach Lhasy w 1973 roku. Mając szesnaście lat, przedostała się do Indii i przyjęła ślubowania nowicjatu. Monastyczne i akademickie studia kontynuowała na Zachodzie, gdzie wykłada dziś literaturę tybetańską. „Modlitwa do Tary” jest fragmentem „szkicu biografii czterech żyjących mniszek”.
Za magazynem „Mądrość”