Oser: Ilham Tohti o sytuacji w Tybecie

Choć Ujgurzy znajdują się dziś w bardzo trudnym położeniu i nie mogą liczyć na wsparcie, które otrzymują Tybetańczycy, patrzę w przyszłość z optymizmem. Obawiam się, że Tybet ma większym problem.

Ujgurzy są wytrwali. Nasza kultura i gospodarka przeżyją Chińczyków. Nasza tradycja, język, muzyka, kuchnia pozostają nietknięte. Używamy nawet własnych kosmetyków.

Mam wrażenie, że zmagając się z tą samą dyktaturą i kolonizacją, Tybetańczycy nie są sobie tak wierni. Wielu – najwyraźniej na własne życzenie – wtrąca obce słowa i frazy do codziennych rozmów, je ichnie jedzenie i nie tylko słucha chińskiej muzyki, ale komponuje własną w tym stylu. Chińczycy lubią zawłaszczać tybetańską kulturę i przedstawiać jako własną. Niby ją badają, prowadzą tak zwane „studia”, ale jednocześnie interpretują i piszą po swojemu na nowo, co zdaje się nie przeszkadzać tybetańskim intelektualistom. W ten sposób – celowo albo nieświadomie – pozwalają oni, by kultura tybetańska niespostrzeżenie przesiąkała chińskimi treściami.

To zatracanie własnej tożsamości jest tragiczne i będzie miało straszne konsekwencje. Nie ma nic ważniejszego od ojczystej kultury. Jeśli się przy niej nie trwa, to się ją w mgnieniu oka traci.

Tybetańczycy nagminnie zawierają mieszane małżeństwa. W Centralnym Uniwersytecie Narodowości w Pekinie pracuje ich bardzo wielu. Większość ma chińskich partnerów albo nie ma dzieci, które są niesłychanie ważne. Sam mam dwoje, żona jest w trzeciej ciąży. Rodzinom wielodzietnym bywa ciężko, ale to konieczne poświęcenie. Powtarzam Ujgurom, że nie jeśli nie potrafią nic wnieść do naszej sprawy, to niech przynajmniej robią dzieci. Minimum jedno. Pochwalę się, że swoim czepialstwem doprowadziłem do tego, że praktycznie wszyscy znajomi – wykształceni ludzie, pracownicy akademiccy – mają co najmniej dwójkę dzieci.

Tymczasem Tybetańczycy nie palą się do posiadania choćby jednego potomka. Wydaje mi się, że większość waszych intelektualistów zwyczajnie nie chce mieć dzieci.

Choć są świadomi swojego pochodzenia, wielu młodych Tybetańczyków wie bardzo mało o własnej kulturze i religii. Trudno nawet zgadnąć, czy są wierzący. Te niby tybetańskie szkoły średnie w różnych regionach Chin asymilują dzieci z przerażającą skutecznością. Potwierdzają to solidne badania.

Uważam, że Tybetańczycy powinni szukać więzi z krajami o pokrewnej kulturze: z Indiami, z Tajlandią. Kultura tybetańska błyskawicznie się sinizuje. Groźba asymilacji i wchłonięcia jest najzupełniej realna. Tymczasem Ujgurzy mają mocne oparcie w państwach środkowoazjatyckich, w poczuciu bliskości i identyfikacji, które dają wspólne korzenie. Pomaga to zachować dystans wobec Chińczyków, ich kultury i języka.

Kolejny problemem jest stopień, w jakim Tybetańczycy zdają się na Dalajlamę. Któregoś dnia go zabraknie. Co wtedy zrobicie? Gdzie się zwrócicie?

 

wrzesień 2009 roku

 

 

Oser spisała rozmowę z Ilhamem Tohti – profesorem i działaczem społecznym skazanym w 2014 roku na karę dożywotniego pozbawienia wolności – na kilka dnia przed jego (pierwszym) aresztowaniem za krytykowanie krwawej pacyfikacji protestów w Urumczi.