Wielu Chińczyków nie miało pojęcia o istnieniu tybetańskiej flagi, dopóki nie zobaczyli dumnych śnieżnych lwów o turkusowych grzywach oraz „trzech klejnotów” Buddy, Dharmy i Sanghi na sztandarach domowej roboty podczas eksplozji protestów w Tybecie w 2008 roku. Potem utrwalili je sobie w czasie solidarnościowych demonstracji towarzyszących światowej sztafecie olimpijskiej, niemniej wiedza ta najwyraźniej nie rozciąga się na tybetański hymn, jego słowa i melodię.
Aparatczycy zwycięskiej Komunistycznej Partii Chin musieli być więc wściekli i upokorzeni, gdy w listopadzie 2013 roku dowiedzieli się z Głosu Ameryki, że „chińska telewizja państwowa zaskoczyła widzów, udostępniając na swoim nowym portalu film ze śpiewanym przez tybetańskich uchodźców i zakazanym przez Pekin od ponad pięćdziesięciu lat hymnem Gjalu”.
Kiedy zajrzałam na stronę „Głosu chińskiego Tybetu”, klipu już tam nie było, ale znalazłam go na Youtube, gdzie – choć teoretycznie poza zasięgiem chińskiej cenzury – też zaraz zniszczono ścieżkę dźwiękową, którą rzeczywiście otwierał hymn śpiewany przez tybetańskie dzieci w Indiach.
Prawdę mówiąc, dwa miesiące wcześniej równie rządowa Telewizja Tybetańska pokazała dokument o muzyce i sztuce współczesnej, który kończył się tym samym popisowym numerem chóru z Dharamsali. Byłam wtedy w Lhasie i usiadłam z wrażenia, słysząc modlitwę o krzewienie nauki Buddy, sprawiedliwość dla wszystkich istot oraz przegnanie sił ciemności. Wiedząc, że wiele programów zamawia się u producentów zewnętrznych, którzy gdzieś tam w Pekinie nie mają bladego pojęcia o tybetańskim hymnie i jego słowach, zmilczałam to, żeby czytający mnie służbowo esbecy nie narobili kłopotów montażystom, zauroczonym elegancją naszej tradycyjnej melodii. Doskonale pamiętam, jak przed laty w tej samej telewizji puścili film o Nepalu, w którym kamera zatrzymała się na zakazanej tybetańskiej fladze w restauracyjnym oknie. Człowiek odpowiedzialny za prawomyślność przekazu przeoczył ten obrazek, bo poszedł do domu świętować Nowy Rok, i omal nie stracił pracy za, zdaniem zwierzchników, „poważny incydent polityczny”.
Dziecięcy hymn z Dharamsali ma szczęście do chińskich mediów. „Przez piosenkę »Child’s Prayer« zespołu Waterbone, ponoć antykomunistyczną, przyszli dziś do nas z dzielnicowego Biura Bezpieczeństwa Publicznego – napisał 22 listopada tybetański obywatel sieci. – Kazali szefowi wstać od biurka i wzięli go na »rozmowę«. Ma napisać samokrytykę i przedstawić plan »konsekwencji«, jakie poniesiemy w firmie. Gnoje, zachowywali się jak gangsterzy”. Opublikował też oficjalne „upomnienie” dla portalu muzycznego „Duomi”. „Dziecięcą modlitwę” udostępnili z podobnym skutkiem także na „1-ting”, co świadczy tak o artystycznej wartości naszego hymnu, jak i politycznej paranoi partii komunistycznej.
Ktoś napisał w sieci, że tybetański hymn „stosownie do urody naszej ziemi” jest „elegancki i pełny uszanowania” w przeciwieństwie do innych, „emanujących morderczą agresją”. Wydaje mi się, że wiem, jaki „inny” miał na myśli, i sądzę, że nie jestem w tych podejrzeniach odosobniona.
Tybetański intelektualista Dziamjang Norbu pisze, że dawny tybetański hymn „Gangri Rałe” („Miejsce chronione przez ośnieżone góry”) – wykonywany na zakończenie oficjalnych uroczystości w Lhasie i rozpoczynający przedstawienia operowe – napisał w 1745 roku król Pholhane. Kiedy tybetański rząd znalazł się na wychodźstwie, starą pieśń zastąpiono bardziej nowoczesnym hymnem „Sisze Pende”, którego słowa wyszły spod pióra Tridzianga Rinpoczego, jednego z nauczycieli Dalajlamy.
24 listopada 2013
„Niechaj płonie promienna światłość spełniającego życzenia klejnotu Nauk Buddy, skarbca wszelkiej nadziei szczęścia i pożytku w doczesności i wyzwoleniu.
Opiekunowie, dzierżący klejnot Nauk i piastujący wszystkie istoty, niechaj wypełni się cała wasza aktywność.
Niewzruszeni niczym diament strzeżcie wszystkich stron świata z miłością i współczuciem.
Niechaj ponad naszymi głowami panuje niebiański porządek stu pożytków i rośnie moc czterech rodzajów pomyślności.
Niechaj w trzech dzielnicach Tybetu nastanie złoty wiek szczęścia i radości oraz chwalebny mariaż władzy duchowej i świeckiej.
Niechaj nauki Buddy krzewią się w dziesięciu kierunkach, niechaj każdemu w świecie dane będzie szczęście i pokój.
Niechaj siły ciemności ustąpią na wieki przed słonecznym światłem Nauk i niech darzą one ludowi Tybetu nieskończonym blaskiem wszelkiej pomyślności”.