Geremie Barmé: Xinologia

Lin Biao, człowiek, który stworzył Czerwoną książeczkę z cytatami Przewodniczącego, ogłosił po rozpoczęciu rewolucji kulturalnej, że „każde słowo Mao Zedonga jest prawdą, a każde zdanie ma wartość większą niż dziesięć tysięcy naszych”. „Słowa Przewodniczącego – dodał – kierują naszymi czynami. Kto mu się sprzeciwi, zostanie zmiażdżony przez partię i potępiony przez cały naród”. Na tym samym wiecu Zhou Enlai nazwał Mao najwyższym przywódcą światowej rewolucji, a jego myśl „zwieńczeniem” marksizmu-leninizmu.

Sam Mao mawiał, że niechętnie zgodził się na kult jednostki, stworzony przez Lina Biao, niemniej aż do śmierci we wrześniu 1976 roku jego imię, wizerunek i słowo były w Chinach święte. Przez pewien czas każde spotkanie i rozmowę telefoniczną obowiązkowo zaczynano od wyrecytowania błogosławieństwa myśli Przewodniczącego. Rano, zaraz po obudzeniu całe rodziny kłaniały się przed jego portretem i meldowały mu o planach na dzień, a przed pójściem spać zdawały rachunek z rewolucyjnych dokonań. W gazetach słowa Mao wytłuszczano, a jego codzienną „dyrektywę” drukowano w prawym górnym rogu „Dziennika Ludowego” (w miejscu zarezerwowanym wcześniej dla prognozy pogody).

Adoracja Xi Jinpinga – prezydenta państwa, pierwszego sekretarza partii i przewodniczącego Centralnej Komisji Wojskowej – takich wyżyn jeszcze nie sięgnęła, niemniej 3 września państwowe media zrobiły w tym kierunku ważny krok. Informując o spotkaniach Xi z afrykańskimi przywódcami podczas dwustronnego forum, „Dziennik Ludowy” 45 razy powtórzył jego imię na pierwszej stronie. Nie wiadomo, czy gazeta – która gdzie indziej może wydawać się żartem albo pracą sinosurrealisty – stanie się przedmiotem kolekcjonerskim czy wyznaczy nową chińską normę. „Szaleństwo. To nie może być dzieło racjonalnie myślącego człowieka – napisał zaraz Rong Jian, znany krytyk partyjnych absurdów. – A może oni naprawdę tak mają? Czy jest na to jakieś określenie medyczne?”

Po przejęciu steru rządzącej partii, państwa i armii w 2012 i 2013 roku, Xi Jinping błyskawicznie powołał szereg „grup wiodących”, osobiście określając skład i stając na ich czele. Było tego tyle i powstawały tak szybko, że zaczęto nazywać go „Przewodniczącym wszystkiego”. Pod koniec pierwszego roku Xi zgromadził więcej tytułów niż Mao, przez co przynajmniej na papierze sprawia wrażenie najpotężniejszego przywódcy w historii Chin.

Autokracja uzależnia, z czego czterdzieści lat temu doskonale zdawał sobie sprawę Deng Xiaoping i partyjni reformatorzy (wśród nich Xi ojciec), obmyślający bezpieczniki, ograniczające przyszłych przywódców.

Dziś propagandyści sięgają po slogany z czasów Mao, przywracając stary model pod dyktando Xi Jinpinga. „Wszystko w Chinach – ogłoszono w styczniu 2016, reanimując dictum Przewodniczącego z grudnia 1973 roku – jest pod kontrolą partii komunistycznej: ona sama, państwo, armia, sprawy cywilne i edukacja, jak wschód, południe, zachód, północ i centrum w kompasie”. W ten sposób Xi Jinping stał się nie tylko przewodniczącym Wszystkiego, ale też Wszystkich i Wszędzie.

W marcu 2018 roku partia poleciła Zgromadzeniu Przedstawicieli Ludowych uchylenie artykułu konstytucji z 1982 roku, który narzucał państwowym przywódcom limit dwóch pięcioletnich kadencji (jeden z bezpieczników Deng Xiaopinga, mający studzić zapały nazbyt ambitnych i głodnych władzy następców). Państwowe media potulnie okrzyknęły to dowodem politycznej mądrości oraz stabilności „nowej epoki”. Dzięki temu Xi ma potencjalnie bezterminową „kadencję” i dożywotnią prezydenturę.

Chris Buckley z „New York Timesa” sugerował niedawno powołanie nowej gałęzi studiów chińskich – Ximiotyki, która analizowałaby „ubiór, postawę, minę i talię przewodniczącego” na podstawie doniesień rządowych mediów. Sam zaczynam badania nad Homo Xinensis, nowym człowiekiem epoki Xi Jinpinga.

Xinologia wydaje się wdzięczną i obiecującą dyscypliną. Historia uczy, że wszystkich patriarchów i dyktatorów czeka taki sam los. Z chwilą zdobycia władzy zaczyna się odliczanie końca. W cesarskich Chinach przesądni pochlebcy próbowali zaczarować przeznaczenie, sławiąc „Pana dziesięciu tysięcy lat”. O zbliżającej się śmierci Mao mówiono wyłącznie szeptem, opatrując to zaklęciami o „stu latach” i eufemizmami o „wyruszaniu na spotkanie Marksa”. Stary materialista sam szydził z lizusostwa poddanych, życzących mu „dziesięciu tysięcy lat bez końca”. 18 sierpnia 1966 roku – ledwie kilka miesięcy po cytowanych na wstępie oracjach Lina Biao i Zhou Enlaia – zadrwił z Luo Xiaohaia, założyciela Czerwonej Gwardii, że „i dziesięć tysięcy ma koniec”.

Jak za czasów Mao, bezterminowa kadencja i absolutyzm tytularny oznaczają dla sinologów w kraju i za granicą dożywocie z Xi Jinpingiem. Każde pojawienie się, każda nieobecność, każde słowo, uścisk ręki czy gest stanie się przedmiotem analiz. Kolejność na podium, porządek nazwisk w rządowych mediach, kompozycja ujęć, wstawanie, siadanie, chodzenie i jedzenie będzie przedmiotem wnikliwych dociekań i śmiałych spekulacji. Media społecznościowe już całodobowo międlą tak zaskakującą nieobecność, jak 45 powtórzeń na jedynce „Dziennika Ludowego”.

Wazeliniarstwo i jedynowładztwo mają swoją cenę. W końcu Xi Jinping rzeczywiście spotkał się z wszystkimi afrykańskimi przywódcami, którzy ustawili się w kolejce do chińskich pieniędzy i majestatu. Każde śmiertelnie nudne spotkanie opisano zgodnie z bizantyjskim kodem globalnej chińskiej polityki usidlania, podpierania i wysysania. Media muszą posługiwać się precyzyjną nomenklaturą reanimowanej wizji Tianxia, chińskiego wszechświata hierarchicznych kręgów wokół pępka w Pekinie. Jaki autor lub wydawca byłby wystarczająco głupi, żeby się wychylić?

Stara chińska mądrość powiada, że towarzyszenie przywódcy jest niebezpieczne jak sypianie z tygrysem. Niezrównany Lin Biao odebrał tę lekcję na własnej skórze i zginął w tajemniczych okolicznościach, spróbowawszy uszczknąć coś z wyśpiewywanych Przewodniczącemu dziesięciu tysięcy lat. Xi Jinping z pewnością równie uważnie obserwuje więc i tych, co sławią najgłośniej, i tych, co mówią za mało.

 

 

4 września 2018

 

 

Geremie Barmé – historyk, filmowiec, pisarz, krytyk literacki, tłumacz i wydawca – jest jednym z najwybitniejszych australijskich sinologów.

 

 

Za China File