Szokdziang: O wykonywaniu poleceń partii

Pierwszego czerwca odwiedziłem znajomego, który w czasie rozmowy bawił się pilotem, zmieniając co chwilę kanał. Nie oglądam telewizji; ani programów informacyjnych, ani rozrywkowych. Ale tego dnia przyciągnęła moją uwagę, ponieważ z uwagi na datę pokazywali tybetańskie dzieci. Wypucowane, świątecznie wystrojone, odpowiadały – po chińsku – na pytania dziennikarza. Niewiele rozumiałem z tego szczebiotu, ale że dali napisy, mogłem sobie przeczytać. Wszystkie dzieci mówiły o dozgonnej wdzięczności dla partii. Za maluchami prężył się żołnierz, który ciągle coś do nich szeptał. Znów się zagadałem, na koniec pokazali jednak zbliżenie chłopczyka, który wyrecytował, że kiedy dorośnie, też pragnie zostać żołnierzem. Jakby chcieli upewnić nieprzekonanych, że cały spektakl został starannie wyreżyserowany.

Wstrząsnęło mną, że nie boją się nachalnego indoktrynowania takich szkrabów. Moją reakcję spotęgowała zapewne wrodzona niechęć do słowa „żołnierz”. Ale czy takie frazesy, okraszone dziecinnym uśmiechem, mogą wywołać w przytomnym człowieku reakcję inną niż złość? W całej scenie było jednak coś jeszcze bardziej przerażającego. Osiem chińskich znaków w tle: „Wykonuj polecenia partii i służ ludowi”. Mundurowy musiał sączyć dzieciom podobne slogany, bo partia po prostu uwielbia nam je wtłaczać.

Natychmiast przypomniała mi się szkolna czytanka o „niewolniczej edukacji”, fundowanej Chińczykom – od najmłodszych lat – przez japońskich najeźdźców. Szatański plan spalił na panewce, bo imperialistów w końcu przegnano. Kiedy wykładano nam to w szkole, wszystko było jasne jak słońce i nie zostawiało miejsca na żadne interpretacje. Jak się nad tym zastanowić, trudno przecież kogokolwiek winić, skoro nie tylko dzieci, ale i nauczycieli poddawano takiej samej „niewolniczej edukacji”. Nikt nie zliczy, ilu indoktrynowanych uczniów przejęło później pałeczkę, kształtując następne pokolenia. Rozmach, z jakim robi się to w ostatnich latach, przyprawia mnie o mdłości.

Lata tamtego ucisku sprawiły, że Chińczycy wciąż nazywają Japończyków „diabłami”. Pamięć historii odświeża się systematycznie, starym i młodym. Na arenie międzynarodowej Pekin przedstawia się jako orędownik porozumienia i współpracy (po tragicznym trzęsieniu ziemi wysłano nawet do Japonii ratowników i „pomoc humanitarną”), niemniej w kraju konsekwentnie podsyca się nienawiść i wrogość. Wystarczy obejrzeć jeden film historyczny. A mówię o tym dlatego, że obecna i tamta polityka edukacyjna są do siebie bliźniaczo podobne. Administracja państwowa po prostu nie może być klakierem i tubą programową partii.

Totalitarna edukacja najmłodszych nie jest powodem do chwały dla żadnej władzy. Dzieci są tylko dziećmi, nie odróżniają dobra od zła i nie potrafią dokonywać niezależnych ocen. Nieukształtowanych umysłów nie wolno poddawać indoktrynacji ani odbierać im wolności, która jest niezbędnym warunkiem intelektualnego rozwoju. To czysty autorytaryzm. Jedyną rację bytu partii i państwa stanowi dobro ogółu. Jeśli nie potrafią one spełniać życzeń i zaspakajać potrzeb, ludzie mają prawo dokonać zmian. Państwo totalitarne nie realizuje jednak interesów wspólnoty, tylko jednostki lub kliki. Taka jego natura. Partia komunistyczna – czyli organizacja posiadające wszystkie środki produkcji – także utrzymuje, że działa dla dobra „ludu”, który ewidentnie utożsamia z „szerokimi masami”. Gdyby tak było, nie musiałaby się ich bać, tylko miałaby w nich niezawodne oparcie. Partia, która poddaje praniu mózgu małe dzieci, jasno jednak oświadcza, że ma ludzi za wroga. „Duszenie w zarodku” wydaje się mantrą wszystkich totalitaryzmów. Służenie ludziom w żadnym razie nie jest synonimem wymuszania posłuchu dla partii. System, w którym lud służy partii, a nie partia ludowi, z całą pewnością nie ma nic wspólnego z demokracją.

Pisarz Yu Jie powiada, że „rząd, który traktuje ludzi jak niedojrzałe dzieci, sam jest niedojrzały”. Posłuszeństwo wobec partii obowiązywało w reżimach faszystowskich. Opór karano tam śmiercią. Strach przed represjami kneblował i paraliżował na długie lata. Skoro jesteśmy tak „cywilizowani”, dlaczego indoktrynujemy dzieci? Czemu ma to służyć? Kiedy te dzieci uświadomią sobie co z nimi robiono, zapłoną strasznym gniewem. I uznają winnych tego stanu rzeczy za wrogów. Wobec aktorów i reżyserów granego dziś spektaklu żywić będą wyłącznie niechęć i pogardę. Taka jest ludzka natura. Im dłużej o tym myślę, tym większym przerażeniem napawa mnie bezmyślność i krótkowzroczność chińskiego systemu tak zwanej oświaty. Podobne próby nieodmiennie przynosiły opłakane skutki. Z tą będzie tak samo. Nie umiem pojąć, skąd bierze się upór i zaciekłość ludzi, którzy za tym wszystkim stoją. Kiedy niewinne dziś dziecięce twarze wykrzywi grymas wściekłości i żądzy odwetu, nie zostanie kamień na kamieniu. Strach o tym myśleć.

 

2010

 

 

Szokdziang jest popularnym pisarzem i blogerem ze wschodniego Tybetu. Zatrzymany w marcu 2015 roku, został skazany na trzy lata więzienia za „wywoływanie niepokojów na tle etnicznym, utrzymywanie potajemnych kontaktów z siłami separatystycznymi i zakłócanie stabilizacji”.