Thupten Phuncog: Zabobony są wrogiem środowiska naturalnego

Rozwój kraju

zależy od wykształcenia.

Europa zawdzięcza dostatek

nowoczesnemu systemowi oświaty.

 

Zawierzcie nauce i porzućcie zabobony,

szanujcie prawo i zapomnijcie o religijnych nakazach.

Za sprawą materialnego postępu

prysną bańki absurdalnych wierzeń.

 

Zdrowe ciało i duch

potrzebują czystego środowiska,

tybetańskie przesądy

wyrządzają w nim niepowetowane szkody.

 

Za oknem śmietnik odpadków,

w głowie śmietnik zabobonów.

Jeśli chcecie się ich pozbyć,

zacznijcie się uczyć.

 

Praktyka buddyjska wymaga odpowiedniej motywacji, na którą składają się chęć pomagania innym i odrzucenie egoizmu. Tymczasem większość z nas myśli wyłącznie o sobie. Także ci, co odprawią rytuały religijne – świeccy i mnisi – robią to tylko dla siebie i własnej sławy. Nikt mnie nie przekona, że jest inaczej. Przy takich intencjach praktyka religijna musi przynosić rezultaty odwrotne do kanonicznych.

 

Flagi modlitewne

 

Kluczem do gromadzenia zasługi

jest pragnienie służenia czującym istotom,

którym wasze flagi modlitewne

mogą wyłącznie zaszkodzić.

 

Zawieszanie flag modlitewnych ma być gwarantem szczęścia i powodzenia. To zwyczaj stary, ale z pewnością nie buddyjski. W naukach Dharmy nie ma słowa o zaklinaniu losu obwieszaniem wzgórz i drzew. Ta tradycja stoi na fundamencie prawa przyczyny i skutku, wedle którego szczęście bierze się z zasługi nagromadzonej w poprzednich żywotach i z altruistycznej motywacji bodhicitty, a nie z kolorowych chorągiewek. Te natomiast niewątpliwie szkodzą dzikim i domowym zwierzętom, takim jak jelenie, owce, jaki, kozy czy dzo, które duszą się albo umierają z głodu i pragnienia, zaplątawszy się w sznurkach. Poszukajcie sobie zdjęć w internecie. Cierpią też mniejsze stworzenia, kiedy ziemię – wysychającą na skutek zmian klimatycznych – pokrywają niezliczone skrawki papieru zadrukowanego modlitwami i mantrami. W tym przypadku mamy dwie oczywiste negatywne konsekwencje: uwłaczanie świętym pismom i śmiecenie. Innymi słowy, rozrzucanie drukowanych flag szkodzi temu i przyszłemu życiu. Takie są skutki nieznajomości buddyzmu.

 

Wazy pomyślności

 

Wazy zakopywane w ziemi

i wazy wrzucane do wody

nie są źródłem błogosławieństw,

tylko śmiertelnej trucizny.

 

W ostatnich latach fałszywi mnisi i lamowie masowo produkują napychane czymś „wazy skarbów”, które wciskają naiwnym sponsorom jako gwaranty zdrowia, szczęścia i powodzenia w interesach. Kupione za ciężkie pieniądze, są one potem zakopywane na dziewiczych wzgórzach (skąd toksyny spływają do wód gruntowych) albo wrzucane bezpośrednio do jezior i rzek przy akompaniamencie recytacji „hum”, „bum” i innych niby-mantr. Śnięte ryby oraz zanieczyszczone zbiorniki wodne to kolejny skutek nieznajomości buddyzmu.

 

Odkupienie

 

Chciwość przebrana za mnicha

głosi dziś odkupienie.

Pieniądze przesądnych

brzęczą w kieszeniach pazernych.

 

Łowione w Chinach ryby

zdychają w jeziorach Tybetu.

Kiedy ratunek oznacza wyrok,

co jest dobre, a co złe?

 

Wykupywanie – kilku – zwierząt z rzeźni i puszczanie ich wolno jest starą tybetańską tradycją. Robiło się to w oparciu o astrologiczne wyliczenia, kiedy w domu ktoś ciężko zachorował. Teraz jednak fałszywi mnisi i lamowie zdobywają w ten sposób sławę w oczach pospólstwa i zabobonnych chińskich sponsorów. Dzięki ich wysiłkom łowienie stało się lukratywnym zajęciem, na którym zarabiają rybacy, pseudoreligijni hochsztaplerzy oraz najróżniejsze stowarzyszenia. Cierpią i masowo giną ryby – łowione, przewożone setki kilometrów i wrzucane do nieodpowiednich akwenów. Te zaś zanieczyszcza potem gnijące mięso. To kolejny rezultat braku buddyjskiej wiedzy.

 

Wegetarianizm

 

Choć nie wspomina o tym

tradycja dawnych mistrzów,

chińscy lamowie zaprowadzają dziś

powszechny wegetarianizm.

 

Budda, Przebudzony, nie zakazał mięsa

w 253 zasadach klasztornej dyscypliny,

skąd więc pomysł,

żeby zabraniać go wszystkim świeckim?

 

Niedouczeni lamowie

odbierają Tybetańczykom pożywną strawę

i sprzedają w klasztorach śmieciowe jedzenie,

wpędzając w chorobę prostodusznych ludzi.

 

Żyjemy na ziemi, nie między bóstwami w niebie. Trzeba stracić kontakt z rzeczywistością, żeby wierzyć, że wszyscy, duchowni i świeccy, ramię w ramię pomaszerujemy bezgrzesznie do czystej krainy. Bogaci mogą przebierać w mięsnych i bezmięsnych potrawach, biedni i niezamożni nie mają jednak wyboru. Na skutek nieznajomości buddyzmu i rezygnacji z mięsa w Khamie sprzedaje się tony przeterminowanych produktów, które zwożone są na ziemie tybetańskie z całego kraju. Jedzenie chińskich śmieci stało się tam wręcz modne.

 

Szacunek dla życia

 

Lamowie i tulku apelują dziś do koczowników o niezabijanie jaków, owiec i kóz. Coraz więcej osób daje temu posłuch i wypada temu przyklasnąć. Ale też ciągle słyszy się o wykorzystywaniu kobiet przez mnichów i popełnianych przez nich zabójstwach. Może więc hierarchowie powinni zacząć wygłaszać pogadanki na ten temat? Jak powszechnie wiadomo, wedle nauk buddyjskich najcięższą zbrodnią jest odbieranie – ludzkiego – życia. Przewinienie musi też wypełniać cztery znamiona, na które składają się przedmiot, zamiar, sam uczynek oraz jego konsekwencja. Nikomu nie trzeba tłumaczyć różnicy między zarżnięciem owcy a zgładzeniem bliźniego przez mnicha. Być może szacownych nauczycieli tak zaprzątają dziś wyżyny tantrycznych praktyk wielkiej doskonałości, że nie mają czasu na prozę zasad klasztornej dyscypliny i ważenia przewin. Miejmy nadzieję, że zainteresują się nimi po przeczytaniu tego artykułu i zechcą choćby trochę upodobnić się do swego Buddy.

 

W Tybecie jest mnóstwo mnichów,

ale jeszcze więcej konfliktów.

Choć modlą się ponoć o pokój,

ludzie skaczą sobie do gardeł.

 

Na stokach łopocą modlitewne flagi,

których sznury duszą zbłąkane zwierzęta.

Biznesmeni ratują od śmierci ryby,

a ich truchła zatruwają rzeki.

 

Koczownicy zarzynają bydło,

podczas gdy mnisi mordują ludzi.

Chłopi przestrzegają pięciu ślubowań,

wyświęceni spółkują w klasztorach.

 

Są w Tybecie rzeczy,

o których innym się nie śniło.

Cudowna sprawa

te lekcje religii.

 

Do napisania tego tekstu skłoniła mnie lektura postów, publikowanych w sieci z okazji Dnia modlitwy za świat (16 lipca 2019 roku).

 

 

Thupten Phuncog jest profesorem Uniwersytetów Minzu (dawniej: „Mniejszości”) w Pekinie i Chengdu – oraz zajadłym krytykiem „wypaczeń”, nadużyć i oszustw, popełnianych pod szyldem religii.

 

 

Za High Peaks Pure Earth