1.
Po dziesięciu dniach zamknięcia jedziemy na wieś,
drogę blokują ludzie z napisami na czerwonych opaskach:
„wracajcie, skąd przyszliście!”
2.
Smukłe narcyzy, które rosły w oczach,
jawnie kpiąc z rzeczywistości,
nagle opadły jakby ścięte strachem
3.
Koty, które ci ludzie wyrzucali z okien,
psy, które ci ludzie grzebali żywcem,
nietoperze, małpy, łuskowce z ich stołów
4.
Chiński uczony cytuje ostrzeżenie taoistycznych zwiastunów zarazy,
moi krewni znajdują w tybetańskim kalendarzu
przepowiednię moru w roku żelaza i szczura
5.
Nie przestają nawet w takich okolicznościach,
szarpiąc starych przyjaciół i nowych znajomych
za „niestosowne wypowiedzi na temat epidemii”
6.
Ich priorytetem pozostaje walka ze słowem, nie z wirusem,
niedwuznacznie przypominają więc, że nie wolno mi mówić
o Dalajlamie, Hongkongu, pandemii i ichnich bolączkach
7.
Błędne koło, zarażeni posłusznie się tłoczą,
zarażają innych i roznoszą nieszczęście
na cztery strony świata
8.
Trzymają nas tu za gardło,
pozbawieni głosu i łez
tkwimy w potrzasku chaosu
9.
Jakby odpadł strup
i odsłonił gnijącą ranę,
esencję plag, na które nie ma lekarstwa
10.
Ludzie – nie, szerzej, wszystkie istoty:
jak długo cierpicie, ile przeżyliście
tak zwanych kryzysów, ile czasu nam zostało?
W czterech częściach – w lutym i marcu 2020 roku, w Pekinie