Tendor: Zakaz aplikacji WeChat – trudny krok do otwartych Chin

Prezydencki dekret mający ograniczyć korzystanie z aplikacji mobilnej WeChat, która od 20 września nie będzie dostępna na platformie dystrybucji cyfrowej App Store, stał się kolejną kością niezgody w coraz gorszych relacjach między Stanami Zjednoczonymi a Chinami. W przeciwieństwie do większości posunięć administracji Donalda Trumpa ta decyzja powinna jednak dobrze służyć prawom człowieka.

Zakazywanie aplikacji mobilnych jako takie należy do cenzorskiego repertuaru reżimów autorytarnych, niemniej WeChat to zupełnie inna bajka i pożegnanie z nią może przysłużyć się budowaniu bardziej liberalnego globalnego porządku.

Krytycy zakazu nazywają WeChat „mostem łączącym Chiny ze światem” i „liną ratowniczą chińskiej diaspory”, jednak metafory te przesłaniają prawdziwy charakter kontrowersyjnej aplikacji, ignorując podnoszone od dawna, kluczowe kwestie wolności politycznej i ludzkiego bezpieczeństwa.

WeChat nie jest mostem, tylko zamkniętym systemem, który więzi 1,2 miliarda użytkowników w świecie równoległym, pozwalając na interakcje, o ile przestrzega się zakazów. Technologia tyranii łączy algorytmy inwigilacji, represji i odwracania uwagi w celu odpolityczniania jednostek i demobilizowania zbiorowości. I nie tyle zbliża diasporę do rodaków w kraju, co przykuwa ją do centrum dowodzenia w Pekinie. Superplatforma stanowi jądro ponadnarodowego aparatu opresji, który służy uciszaniu dysydentów, zastraszaniu aktywistów i monitorowaniu protestów za granicą.

W latach 2004–2012 roku regularnie organizowaliśmy demonstracje przed chińskim konsulatem w Nowym Jorku. Zwykle uczestniczyły w nich setki, czasem tysiące tybetańskich uchodźców. W ciągu następnych trzech lat, kiedy Tybetańczycy zaczęli masowo używać aplikacji WeChat do kontaktowania się z rodzinami w kraju, wielu demonstrantów dotknęły odwetowe, zdalne represje, strategicznie wymierzane ich bliskim w Tybecie.

Znam wiele osób, które po zainstalowaniu aplikacji WeChat przestały uczestniczyć w ulicznych protestach i zamilkły w mediach społecznościowych. Są wśród nich także byli więźniowie polityczni. W kraju stawiali opór chińskiemu reżimowi, ryzykując zdrowie i życie, a jako obywatele wolnego świata boją się mówić na głos, by nie narażać najbliższych.

Sieć globalnej tyranii nie byłaby tak ciasna i skuteczna bez szpiegowskiej infrastruktury platformy WeChat, która faktycznie daje uchodźcom kontakt z krewnymi, ale i odbiera im głos. WeChat jest gigantycznym kneblem.

Nikt nie zaprzecza, że zakaz będzie dolegliwy dla chińskiej diaspory, która za pomocą tej aplikacji komunikowała się z krewnymi, utrzymywała kontakty towarzyskie i prowadziła interesy. Dwóch dysydentów – Yang Jianli i Times Wang – przekonuje, że to posunięcie stanowi zaprzeczenie amerykańskiej liberalnej zasady otwartości i jest „niepraktyczne”, gdyż „nie ma alternatywnego narzędzia, pozwalającego wszystkim Chińczykom na równie intensywne kontakty z zagranicą”.

Najwyraźniej zapominają jednak, że liberalny porządek polega nie na jednostronnym głoszeniu liberalnych zasad, lecz na wielostronnym zaprowadzaniu liberalnych praktyk. Otwartość stanowi tu oczywiście fundament, niemniej bez wzajemności ze strony Chin jest nie tylko nieuczciwa, ale po prostu nie ma racji bytu. Niemal wszystkie główne platformy amerykańskie – Facebook, Twitter, WhatsApp – są w Chinach od lat zakazane. I dokładnie temu zawdzięcza swoją dominację WeChat. Ci, którzy protestują, gdy Waszyngton domaga się przestrzegania zasady wzajemności, chronią nieuczciwy monopol Pekinu, a co za tym idzie – tak ich jakoby smucący – brak alternatyw.

Uchodźcy ujgurscy, którym WeChat może pomóc w uzyskaniu informacji o osadzonych w obozach koncentracyjnych krewnych, ewidentnie tracą na zakazie najwięcej, niemniej gremialnie popierają tę sankcję, podobnie jak wielu tybetańskich działaczy i chińskich dysydentów. Z ich kalkulacji wynika, że warto zapłacić cenę doraźnych niewygód za atut w długofalowej walce o wolność.

„Chcemy komunikacji, która prowadzi do wolności, a nie trzyma nas w niewoli”, mówi Dolkun Isa, przewodniczący Światowego Kongresu Ujgurów, którego rodzice zmarli po osadzeniu w jednym z chińskich obozów.

WeChat kładzie się długim cieniem na życiu poszczególnych uchodźców i ich społeczności, a uwolnić od niego nas wszystkich może właśnie ogólny zakaz. Zamiast bronić chińskiej technologii opresji w imię wolnego handlu i otwartości, powinniśmy ratować system liberalny, domagając się symetrii i wzajemności w najważniejszych stosunkach dwustronnych współczesnego świata. Długoterminowe koszty tolerowania aplikacji WeChat znacznie przewyższa cenę jej zakazania.

 

18 września 2020

 

 

Tenzin Dordże jest jednym z liderów Tibet Action Insitute.

 

Za The Washington Post