Oser: Pisarze i nauczyciele gnijący w więzieniach Sichuanu

Trudno było zebrać te strzępy informacji.

Tybetańskich intelektualistów zatrzymywano chyłkiem, aresztowano potajemnie i sądzono po kryjomu. Los tych ludzi jest tajemnicą państwa, które zazdrośnie strzeże swego monopolu na wiedzę nawet przed ich najbliższymi krewnymi.

Przed kilkoma dniami pojawiły się doniesienia o skazaniu na cztery lata więzienia Tasziego Rabtena, który pisze pod pseudonimem Therang. Słyszałam, że 2 czerwca Pośredni Sąd Ludowy prefektury Ngaba w prowincji Sichuan powiadomił jego krewnych, że skazano go za „podżeganie do separatyzmu”.

Taszi Rabten pochodzi z okręgu Dzoge w Ngabie, ma teraz dwadzieścia pięć lat. Ukończył Północno-Zachodni Uniwersytet Narodowości, redagował tybetański magazyn „Szar Dhungri”, na którego łamach wielu naszych intelektualistów miało odwagę pisać prawdę i dzielić z innymi własnymi ideami, oraz wydał kronikę powstania z 2008 roku zatytułowaną „Spisane krwią”. Pierwszy raz zatrzymali go w 2009 roku, a od 6 kwietnia 2010 do końca roku trzymali w okręgowym areszcie śledczym w Barkhamie.

Świat nie wie jednak, że w tym samym czasie co Tasziego Rabtena wsadzili jeszcze dwóch innych: Czophela z Dzoge, który pracował w prefekturalnej szkole średniej i dostał dwa lata, oraz skazanego na rok i osiem miesięcy Tamego z okręgu Ngaba, magistra Uniwersytetu Północno-Zachodniego i nauczyciela w prefekturalnym ogólniaku. Niestety, nie udało mi się jeszcze zdobyć ich zdjęć.

Świat nie ma też pojęcia, że miesiąc wcześniej, w maju, Pośredni Sąd Ludowy Ngaby posłał za kraty trzech nauczycieli: Kirti Kjaba z Dzoge, absolwenta Uniwersytetu Północno-Zachodniego i nauczyciela w prefekturalnej szkole średniej – na trzy lata; pochodzącego z tego samego Dzoge i pracującego w tej samej placówce Sonama – na dwa lata; i uczącego tam również Tohlhę z prowincji Qinghai (nie do końca jestem pewna, skąd pochodzi) – na rok i osiem miesięcy. Strasznie mi przykro, i tu ciągle bez fotografii.

Za prawdę o naszych protestach w 2008 roku ten sam niezawodny Pośredni Sąd Ludowy skazał 30 grudnia 2010 trzech tybetańskich pisarzy (o nich media mówiły).

Dziangce Dhonkho (w dowodzie ma wpisane Rongke, pisał jako Njen) z Ngaby, rocznik 1978. Poeta, laureat wielu nagród, pracował w lokalnym instytucie historycznym, należał do stowarzyszenia literatów Sichuanu. Jego twórczość wycenili na cztery lata.

Budda (pseudonim Budda Nędzarz), urodzony w 1978 roku poeta z okręgu Ngaba, absolwent wydziału medycznego uniwersytetu w Chongqingu, lekarz w szpitalu w Barmie i redaktor „Nowoczesnej tożsamości” także zasłużył na cztery lata.

Kelsang Dzimpa (pseudonim literacki Garmi) urodził się w 1977 roku w Labrangu, w prefekturze Kanlho prowincji Gansu, ale mieszkał, prowadził interesy, pisał wiersze i redagował „Nowoczesną tożsamość” w Ngabie. Posiedzi lat trzy.

Po sąsiedzku czeka na wyrok Dała – ziomek, nauczyciel z ogólniaka w Ngabie, pisarz, redaktor i jeden z założycieli „Nowoczesnej tożsamości”. Zabrali go 1 października 2010 roku i osadzili w areszcie śledczym, odmawiając prawa do przyjmowania odwiedzin i posiadania adwokata.

Kunczok Cephel (na obrazku po prawej) z Maczu w Kanlho, twórca portalu poświęconego tybetańskiej literaturze, dostał piętnaście lat w listopadzie 2009 roku.

Kunga Cajang (pisał jako Gangni, na zdjęciu po lewej), intelektualista, fotograf z Gologu w Qinghai, odsiedzi pięć.

Khang Kunczok z okręgu Ngaba uczył się w szkole pedagogicznej w Barkhamie, zakładał z innymi jej magazyn „Nanjia”, a wcześniej redagował „Kangsel Metok” klasztoru Kirti. Wieczorem 20 marca 2008 roku zgarnęli go z grupą studentów, protestujących przeciwko mordowaniu Tybetańczyków przez esbeków. Dali mu za to dwa lata.

Wszyscy ci pisarze i nauczyciele trafili za kraty za dokumentowanie, omawianie i upamiętnianie tybetańskiego powstania w roku (po naszemu myszy i ziemi) 2008. Władze lokalne – najwyraźniej pełne niedosytu po wdeptaniu w ziemię tybetańskich mas – zabrały się za elity. Ofiar nie brakuje (z tego, co rozumiem, widzimy ledwie wierzchołek góry lodowej), bat spada ciężko, bez szans na pomoc prawną i uczciwy proces.

Część kłopotów naszych intelektualistów jest bezpośrednim skutkiem rozmyślnego upolityczniania i rozdymania wydarzeń przez skorumpowane do cna władze lokalne, które mszczą się w ten sposób za próby chronienia rodzimej kultury i środowiska naturalnego. Tutejsi aparatczycy są mistrzami politycznych intryg, które potrafią wyczarować „separatystę” z każdego działacza społecznego.

Patrzmy na ręce tym kadrowym macherom dobijającym naszą elitę. Walec, który nas miażdży, nie zadowolił się polityką i gospodarką – wziął na cel również kulturę. I największe przerażenie budzi nie rozjeżdżanie zabytkowych domów w Lhasie, ale rozmyślne eliminowanie najbardziej utalentowanych kobiet i mężczyzn naszej nacji. To najwstrętniejsza postać eksterminacji.

Mogę tylko błagać o zainteresowanie, wsparcie i pomoc międzynarodowych mediów, PEN-klubów i organizacji praw człowieka.

 

21 czerwca 2011