Kilka dni po „zwolnieniu” Chińczyków, uwięzionych w Lhasie od trzech miesięcy na skutek rygorów polityki „zero COVID”, władze lokalne zezwoliły na opuszczenie miasta części przyjezdnych Tybetańczyków.
Zgodnie z zapewnieniami, które zakończyły uliczne demonstracje 26 października, nazajutrz władze pozwoliły Chińczykom na wyjazd z Lhasy. Napływowi pracownicy gremialnie wykorzystali tę sposobność, na wiele godzin blokując drogi wyjazdowe.
Jawnie dyskryminująca decyzja nie dotyczyła Tybetańczyków, którzy przyjechali do Lhasy z innych rejonów kraju. Cztery dni później, 31 października władze pozwoliły na wyjazd z miasta mieszkańcom Szigace (chiń. Xigaze), Njingtri (chiń. Lingzhi), Lhoki (chiń. Shannan), Nagczu (chiń. Naqu), Czamdo (chiń. Qamdo) i Ngari (chiń. Ali) w Tybetańskim Regionie Autonomicznym (TRA).
W przeciwieństwie do Chińczyków, aby skorzystać z błogosławieństw „przyspieszonej procedury”, chętni muszą jednak zgłosić się najpierw do wskazanych urzędów. Po rozpatrzeniu podań władze mają wskazać termin i miejsce zbiórki oraz zapewnić wyjeżdżającym transport.
Tybetańskie źródła podają, że w innych miastach TRA „z jakiego powodu” wciąż obowiązują pandemiczne restrykcje.