Czas ucieka. Liście topoli za domem spadają jeden po drugim. Z daleka niesie się pianie koguta. Myślę o wielu rzeczach. O tobie, który – znacznie młodszy niż ja dzisiaj – znałeś na pamięć smak samotności. I – zupełnie sam – umiałeś pewnie iść przez życie. Do teraz. Zastanawiam się, dlaczego stawiwszy czoło tylu przeciwnościom, musiałeś odejść tak szybko, chociaż wystarczyło zrobić sobie przerwę. Noszę w sercu kilka odpowiedzi, ale czuję, że nic nie tłumaczą.
Kiedy byłem mały, zabierałeś mnie na spacery i, wskazując palcem różne rzeczy, uczyłeś tybetańskich nazw: sosna, wierzba, topola, głaz, słup, motocykl, krowie łajno, kozi bobek, jajko i tak dalej. I następnego dnia od nowa. Zastanawiałem się wtedy, dlaczego chcesz, żebym znał te słowa.
Pamiętam też, jak poszliśmy odwiedzić starego wieśniaka. Kiedy od niego wychodziliśmy, uwiązany przed domem mastif zerwał się z łańcucha i rzucił się na nas. Wpadłem w panikę, podczas gdy ty błyskawicznie się schyliłeś, podniosłeś kamień i machnąłeś nim psu przed nosem. Mastif stanął jak wryty i potulnie podreptał za właścicielem, a ty beztrosko odrzuciłeś kamień i zacząłeś śmiać się z mojego przerażenia.
Nie chcę być sentymentalny. Nie dziś. Chcę spokojnie porozmawiać o obrazach, które w sobie noszę, mamy jednak mało czasu. Jak zawsze, gdy pragnąłem powiedzieć coś ważnego, ale trzeba było gdzieś pędzić. Z drugiej strony, obaj dobrze wiemy, co się dzieje w moim sercu.
Wszyscy już wstali i muszę się przygotować do wyprawienia cię w ostatnią podróż. Będziesz musiał mnie wysłuchać kiedy indziej.
Twój syn,
Dzigme Thinle
O świcie 27 czerwca 2023 roku
2.
Zamówiłem dwie kawy z mlekiem, jedną dla ciebie.
Specjalnie wybrałem kawiarnię, z której widać Potalę. Jeśli się nie spieszysz, posiedźmy tutaj.
Nie wiem dlaczego, ale patrząc na Potalę, przypomniałem sobie, jak przechodziliśmy przez kontrolę na lotnisku. Funkcjonariusz obcesowo strącił na podłogę moją prześwietloną torbę, a gdy powiedziałem, że powinien obchodzić się z nią ostrożniej, wbił we mnie wzrok i wycedził, żebym to powtórzył. Widząc, co się święci, wszedłeś między nas i kazałeś mi zabrać bagaż, a za zakrętem powiedziałeś, że muszę się nauczyć panować nad sobą i nie pakować się w tarapaty. Kiedy takie rady dawano tobie, przypominałeś rozjuszonego dzikiego jaka.
W Lhasie prażyło dziś słońce. Trzymając cię w ramionach, trzykrotnie okrążyłem Dżokhang i stanąwszy przed główną bramą, złożyłem trzy pokłony przed Dżoło Rinpoczem. Na Barkhorze zauważyłem turystów, fotografujących się w tym upale w baranich kożuchach. Pomyślałem, że też śmiejesz się w duchu.
Pamiętam, że kiedyś zapytałem, jaką lubisz pogodę. Odparłeś, że wolisz deszcz. Zdziwiłem się, bo kiedy pada, trzeba nosić parasol albo moknąć. Co w tym fajnego? Wkrótce potem byłem w Gologu i nocowałem u kolegi, z którym szukałem w górach jarcy gumbu. Wieczorem jego utykający ojciec wyszedł do stajni i gdy wrócił – przemoczony do suchej nitki – mówiąc z promiennym uśmiechem, że uwielbia deszcz, pomyślałem, że chyba wiem, co miałeś na myśli.
Wydaje mi się, że ostatnio bardzo się zmieniłem. Zrobiłem się małomówny. Czasami chciałbym coś powiedzieć, ale słowa nie przechodzą mi przez gardło. Osiem dni po twoim odejściu wróciłem do Triki, w której czekała na mnie ekipa. Przed zdjęciami poszedłem zapalić ci lampkę na klasztornym ołtarzu. Kiedy zamykałem ze sobą drzwi, podszedł do mnie starszy człowiek i powiedział, że bardzo mi współczuje, bo nie mogłem być z tobą przez czterdzieści dziewięć dni. Skinąłem tylko głową, ale sądzę, że wiesz, co myślałem. Wydaje mi się, że koledzy też wiedzieli. Bez słów.
Słońce chowa się za górami. Ostatnie promienie na murach Potali zawsze wydawały mi się najpiękniejsze. Wypiłem połowę swojej kawy. A ty? Spokojnie dokończmy. Piję powoli, żeby siedzieć z tobą jak najdłużej, bo jutro popłyniesz w dal z wodami Jarlung Cangpo. Nie wiem kiedy, ale wrócisz i znów pójdziemy na kawę. Tylko nie do Starbucksa, znajdziemy fajniejsze miejsce. Chociaż tu też jest dobrze, bo możemy patrzeć na złoty dach Dżokhangu.
Pamiętam zdjęcie, na którym stoję przed bramą świątyni, uśmiechając się głupkowato do aparatu. Mam trzy lata i twoje okulary na nosie. Oglądając je kiedyś, powiedziałeś ze śmiechem, że zanim nauczyłem się mówić, modliłem się z tobą, przytroczony do pleców niebieskim pasem, w niezliczonych klasztorach Tybetu, w którym byłem wtedy po raz pierwszy. Dziś, trzymając cię w ramionach, modlę się, abyś znów tu wrócił.
Zrobiło się ciemno. Skończyłem kawę. Dziękuję. Chodźmy.
Twój syn,
Dzigme Thinle
O zmierzchu 27 czerwca 2023 roku
3.
Trudno mi się mówi.
Dziś cię żegnam, więc chciałem gdzieś usiąść, żeby coś napisać.
Nie wiem dlaczego, ale w Lhasie bardzo trudno znaleźć spokojne miejsce. Poszedłem do restauracji, w której byliśmy w zeszłym roku.
Mają tam gabinet z dającymi ciepłe światło lampami w tybetańskim stylu i trzema filarami, przy których stoją drewniane szafki z książkami o Tybecie.
Nie pamiętam, kiedy się to zaczęło, ale lustrowałeś każde nowe wnętrze, żeby po chwili pokazać mi jakiś detal i powiedzieć, że fajnie byłoby mieć coś takiego w domu. Pamiętam, że nigdy niczego ze mną nie uzgadnialiście i po każdym remoncie byłem nieszczęśliwy. Dopiero gdy zacząłem studia, pozwoliliście mi zdecydować o wystroju (i choć powiedziałem wtedy, że wreszcie poszliście po rozum do głowy, zdawałem sobie sprawę, że i ty, i mama po prostu nie mieliście już na to czasu). Później często dyskutowałem z nią i z tobą, kilka razy nawet się posprzeczaliśmy, ale gdy skończyłem, byliście zachwyceni, a ja nie posiadałem się z radości. Zawsze się uśmiechałeś, kręciłeś głową, wzdychałeś i mówiłeś, że nie zdaję sobie sprawy z ogromu nieba i ziemi. Najwyraźniej zapomniałeś, kto mnie tak wychował.
Teraz muszą to powtarzać sobie sam.
Była straszna ulewa, ale potem się wypogodziło. Po deszczu w powietrzu unosił się zapach drzew i ziemi, jak tego ranka, gdy zabrałeś mnie na spacer wokół Potali.
Pamiętam, że jak przyjęto mnie do szkoły filmowej, poszliśmy do twojego kolegi ze starej gwardii, który powiedział, że czasem można korzystać z pomocy, ale pewne rzeczy trzeba robić samemu, i że progów nikt za nas nie przekroczy. Miałeś bardzo poważną minę, ale milczałeś.
Martwiłeś się o mnie, prawda?
W ostatnich dniach zaznałem mnóstwo dobroci. Jestem wzruszony. Klepiemy się po plecach, mocno przytulamy. Otaczali cię nieprawdopodobnie cudowni ludzie. Czuję się tym oszołomiony.
Wiem, że nie będę szedł sam. Jak wtedy, gdy zabrałeś mnie palić kadzidło na górze. Kiedy się zmęczę, przystanę odpocząć, spojrzę na wijącą się w dole rzekę i poszukam wzrokiem naszego domu, żeby po chwili wrócić z uśmiechem do wspinaczki. A potem staniemy na szczycie, wykrzykując twoje imię i rzucając w powietrze kolorowe karteczki z modlitwami pomyślności.
Nie musisz się już o mnie martwić. Pozwól sobie odpocząć i napij się herbaty z masłem.
Do widzenia, Tato.
Twój syn,
Dzigme Thinle
Wieczorem 28 czerwca 2023 roku
Pema Ceten (1969–2023) – ang. Pema Tseden; chiń. Baima Caidan – był pierwszym tybetańskim absolwentem Szkoły Filmowej w Pekinie i najbardziej znanym, wielokrotnie nagradzanym reżyserem tybetańskim. Po ukończeniu szkoły średniej kilka lat pracował jako nauczyciel i uważał się przede wszystkim za pisarza. „Kręcę filmy, żeby pokazać prawdziwe życie Tybetańczyków – mówił. – Tak było od początku: grają sami Tybetańczycy, wszystkie postaci mówią, myślą i zachowują się po tybetańsku. I tym moje filmy różnią się od cudzych”. Zmarł nagle 8 maja 2023 roku. Według nauk buddyzmu tybetańskiego po śmierci świadomość przebywa – do 49 dni – w bardo, stanie „pomiędzy”, do czasu znalezienia „łona” następnego odrodzenia. Dzigme Thinle (rocznik 1977) jest reżyserem i scenarzystą, absolwentem Szkoły Filmowej w Pekinie.
Za magazynem „Mądrość”