Według tybetańskich źródeł władze chińskie przygotowały „spektakl” dla delegacji Kongresu Stanów Zjednoczonych, która złożyła trzydniową wizytę w Lhasie.
Sześcioosobowa delegacja – z Nancy Pelosi, przywódczynią Demokratów i jedną z najbardziej wpływowych rzeczniczek praw Tybetańczyków, oraz Jimem McGovernem, przewodniczącym Komisji Praw Człowieka – przybyła do Tybetu 10 listopada.
„Wcześniej chińscy aparatczycy z Lhasy kazali oddelegować po dziesięciu ludzi z każdego stołecznego okręgu i po sześciu z każdej dzielnicy do udziału w reżyserowanych »praktykach religijnych« – mówi zastrzegające anonimowość źródło Radia Wolna Azja (RFA). – Mieli udawać pątników, a świątyniom w centrum miasta polecono zadbać o oprawę rytualną”. Wybrani „wierni” otrzymali dodatkowe wynagrodzenie.
Przed przyjazdem Amerykanów zdemontowano wszystkie policyjne namioty i bramki do wykrywania metalu, przez które na co dzień muszą przechodzić osoby udające się na Barkhor, serce lhaskiej starówki. Potiomkinowska Lhasa miała wyglądać jak „oaza swobód religijnych i dobrobytu”.
Według innych źródeł komitety dzielnicowe „przygotowywały” Tybetańczyków od połowy października, poddając ich „wyjątkowo intensywnej” indoktrynacji.
Po powrocie do Waszyngtonu delegaci, którzy odwiedzili również Hongkong i Pekin, podziękowali za zaproszenie przewodniczącemu Xi Jinpingowi. Chwalili inwestycje rządu centralnego w Tybecie, podkreślając jednak, że tożsamości i kultury narodowej nie da się zamknąć w muzeum i targowisku rękodzieła”. Podczas rozmów o Dalajlamie – który zdaniem kongresmenów stanowi „klucz” do rozwiązania problemu Tybetu – wielu aparatczyków miało posługiwać się „językiem z zamierzchłej przeszłości”.