Podczas posiedzenia w Krakowie władze chińskie chcą uzyskać uznanie Komitetu Światowego Dziedzictwa UNESCO dla planu stworzenia parku narodowego Kokoszili (mong. Hoh Xil, tyb. Aczen Gangjap), co oznacza usunięcie z tych terenów tybetańskich koczowników, którzy zostaną osadzeni w „nowych socjalistycznych wioskach”.
Eksperci zaopiniowali wniosek Pekinu pozytywnie, choć wskazują w nim zagrożenia nawet dla dzikiej przyrody. Planowany park o powierzchni 60 tysięcy kilometrów kwadratowych w prefekturze Juszu (chiń. Yushu) prowincji Qinghai znajduje się pomiędzy trzema już istniejącymi rezerwatami, w których Tybetańczycy nie mogą uprawiać ziemi ani wypasać zwierząt. Władze chińskie nazywają te tereny „bezludnymi”, ale koczownicy zamieszkują je od tysięcy lat. Zdaniem wielu ekspertów ich stada stanowią nie zagrożenie, a integralną część kruchego ekosystemu.
Jeśli UNESCO zaaprobuje projekt, usankcjonuje chińską „inżynierię społeczną”, odbierając tybetańskim koczownikom – całkowicie wykluczonym z procesu „konsultacji” – prawo do korzystania z ich ziemi, wypasania na niej zwierząt, a nawet zbierania ziół leczniczych. Co więcej, wycinając z planowanego rezerwatu „korytarz” (na tory kolejowe, autostradę, rurociąg itd.) władze stwarzają zagrożenie dla dzikich zwierząt, między innymi migrujących tamtędy antylop cziru.
Na terenach, z których mają być usunięci nomadzi, znajduje się również wiele buddyjskich sanktuariów, przemilczanych w chińskim wniosku. Dla Tybetańczyków prowadzony od lat program osiedlania nomadów stanowi przede wszystkim narzędzie kontroli i inwigilacji. Jakość życia przesiedlanych (i standard nowych domów, na które z reguły trzeba zaciągać wysokie kredyty), pozostawia wiele do życzenia, a skoszarowani ludzie, pozbawieni dotychczasowych źródeł utrzymania, nie mają wykształcenia ani umiejętności przydatnych w nowym otoczeniu.
Przewodniczącym sesji Komitetu Światowego Dziedzictwa UNESCO jest prof. Jacek Purchla.