Marzec jest wyjątkowy.
W domu
wiatr traci impet,
wszechobecny pył zaciera kontur płomieni.
Niewiele stąd widzę,
ogień to eksploduje, to przygasa,
ale nawet gdybym była bliżej,
zamknęłabym oczy,
żeby nie pękło mi serce.
Niewidzialna pięść
miażdży kolejne domy.
Modlitwy toną
w obcojęzycznym jazgocie.
Niekończąca się grabież, potok słów,
zagubienie, nędza, zgliszcza.
Świat pyłu
i smutnych opowieści.
Moje dalekie okno
na dwudziestym pierwszym pietrze
przypomina chybotliwą ramę
na miarę stulecia.
Nie muszę nabierać dystansu.
Płomień są tuż,
choć zamazane.
Za oknem syczy i kipi
trujące powietrze.
Nic dziwnego,
że w tym kraju wszystko
gnije za życia.
Ze spuszczoną głową
spisuję historię ognia,
który bucha i przygasa w moim domu.
Już sto pięćdziesiąt dwa razy.
Niepowstrzymany,
ale bezdźwięczny.
Myślę o Pasternaku,
który też płakał,
zanurzając pióro w atramencie.
I widzę jeszcze coś:
z prochu odrodzone,
niewysłowienie piękne.
Pekin, 25 marca 2017
Za Radiem Wolna Azja (RFA)