Taszi Łangczuk – biznesmen i społecznik z Juszu (chiń. Yushu) w prowincji Qinghai, monitujący władze wszystkich szczebli o zapewnienie „konstytucyjnego” miejsca językowi tybetańskiemu w systemie oświaty, zatrzymany i skazany na pięć lat pozbawienia wolności za rozmawianie o tym z zagranicznym dziennikarzem – 28 stycznia został zwolniony z więzienia Dongchuan w Xiningu (tyb. Siling) po odbyciu pełnego wyroku.
„Nie mogę jednak – napisał w mediach społecznościowych adwokat Liang Xiaojun – skontaktować się z jego krewnymi i nie widziałem żadnego zdjęcia, więc nie wiem, czy jest naprawdę wolny”.
W dniu opuszczenia zakładu karnego Tasz Łangczuk – którego wyrok wywołał lawinę protestów rządów, Unii Europejskiej i agend ONZ – zaczął odbywać (najwyższą możliwą) karę dodatkową: pięć lat „pozbawienia praw politycznych”.
Następnego dnia Unia Europejska wydała oświadczenie, domagając się od władz chińskich „bezwarunkowego” zwolnienia Tasziego Łangczuka oraz „umożliwienia mu korzystania z podstawowych praw, takich jak swoboda przemieszczania się”. Unia chce także przeprowadzenia „szczegółowego dochodzenia” w związku z oskarżeniami, że był on maltretowany i torturowany.
Według tybetańskich źródeł Taszi Łangczuk przebywa w domu siostry, ale „nie wolno mu go opuszczać i z nikim rozmawiać”.