Władze chińskie odbierają hukou, „meldunek” – podstawę uzyskania dowodu osobistego i wszelkich świadczeń – Tybetańczykom, którzy wracają z Indii.
Tybetańczycy, którzy byli w Indiach, przekonują się po powrocie do kraju, że zostali „wymeldowani” i mają nieważny dokument tożsamości, bez którego nie da się legalnie podróżować ani korzystać z podstawowych świadczeń. Według lokalnych źródeł władze wszystkich okręgów przeprowadziły „wersyfikację” hukou, „wymeldowując” tych, którzy byli za granicą – czy to pragnąc zobaczyć Dalajlamę albo spotkać się z krewnymi, czy to uczyć się w monastycznych lub świeckich szkołach diaspory. Osoby, które próbowały zarejestrować się ponownie, twierdzą, że kazano im „przyjść ponownie za sześć lat”. Pielgrzymów rutynowo poddaje się „reedukacji politycznej” i często wciąga na „czarną listę”, co utrudnia życie całym rodzinom.
Władze chińskie, które od lat osiemdziesiątych formalnie namawiają Tybetańczyków do powrotu z emigracji, organizują szkolenia i „bezpłatne objazdy po kraju” dla byłych uchodźców. Te „względy” są jednak krótkotrwałe. Mnichom i mniszkom uniemożliwia się życie w klasztorach, a świeccy skarżą się na trudności ze znalezieniem pracy. Brak meldunku wyklucza korzystanie z publicznej opieki zdrowotnej. Niezameldowane kobiety nie mogą rodzić w państwowych szpitalach „ani uzyskać świadectwa urodzenia, co uniemożliwia dzieciom podjęcie nauki”.
Niektóre „niespokojne” rejony, takie jak Driru (chiń. Biru) w Nagczu (chiń. Naqu), „są w ogóle zamknięte” dla powracających; w innych, na przykład w Ngabie (chiń. Aba) „wyjeżdżający są automatycznie wciągani na czarną listę, ale mogą liczyć na pobłażliwość, jeśli nie narazili się politycznie”.