Meru Julha Thar: Książki dla dzieci i przyszłość Tybetu

Przyszłość narodu zależy od jego dzieci.

Dzieci uznają za swój język, w którym napisane są ich książki, i to on kształtuje ich światopogląd. Tybetańskie dzieci lubią chiński i chętnie się go uczą, ponieważ mają w zasięgu ręki zatrzęsienie chińskojęzycznych książek, komiksów, kolorowanek i słuchowisk. Gdybyśmy mieli takie zabawki i publikacje w języku ojczystym, nasze dzieci z pewnością byłyby nimi zachwycone.

Dyskutując o odchodzeniu dzieci od języka tybetańskiego, często staramy się zrzucić całą winę na otoczenie, jednak moim zdaniem to nie ono jest czynnikiem decydującym. Kluczową rolę w przyswajaniu języka odgrywają przede wszystkim zabawki, książki i telewizja.

Moje pokolenie i poprzednie nie dorastały wśród chińskich książek i przed chińskim telewizorem. W dzieciństwie słuchaliśmy tybetańskich opowieści krewnych i bawiliśmy się po tybetańsku z rówieśnikami. Ten język chłonęły nasze uszy i oczy. Czytaliśmy baśnie i słuchaliśmy ludowych podań o Sukji Nimie i Nagje Celu. Dzięki temu zainteresowaliśmy się swoim dziedzictwem i mieliśmy cudowne dzieciństwo. Dziś świat wygląda zupełnie inaczej. Tybetańskie dzieci oglądają chińskie filmy i słuchają chińskich opowieści. Rodzime legendy wydają się im banalne, nie przemawiają do wyobraźni, nie ciekawią. Głównie przecież dlatego, że nie mamy dostosowanych do wieku współczesnych tybetańskich zabawek, książek, czytanek i filmów animowanych.

Dorobiliśmy się kilku tybetańskich animacji i kolorowanek, ale dzieci ich nie lubią i nie są nimi zainteresowane. Mogą być, rzecz jasna, inne przyczyny, ale wystarczy rzut oka, żeby przekonać się, że te narzędzia mają tylko nowe opakowanie. Cała reszta została po staremu. Nie byłoby z nich wielkiego pożytku, nawet gdyby jakimś cudem udało się je wmusić dzieciom.

Skoro przyszłość należy do dzieci i wymaga ziarna nadziei, warto odłożyć na chwilę tak zwane „ważne sprawy” i poświęcić odrobinę uwagi najmłodszym. Kiedy na starość przyjdzie nam słuchać, jak mówią do nas po chińsku, nikomu nie będzie do śmiechu. Jak i komu powierzać wtedy swoje największe tajemnice?

Jeśli mamy rozmawiać o kształceniu naszych dzieci, warto też zastanowić się nad żłobkami i przedszkolami. Działa ich w Tybecie mnóstwo. Wielu rodziców opowiada się za modelem dwujęzycznym, ale moim zdaniem nie jest to dobre rozwiązanie, bowiem odbiera dzieciom język ojczysty i nie daje prawdziwej biegłości w żadnym.

Musimy wypracować metody nauczania, narzędzia i podręczniki dla tybetańskich dzieci oraz nauczyć się uczyć je ojczystego języka.

Budowę przyszłości zacznijmy od dzieci i ich książeczek. I pamiętajmy, że nauka zaczyna się w żłobkach.

 

 

Meru Yulha Thar jest profesorem Uniwersytetu Pedagogicznego prowincji Qinghai w Silingu (chiń. Xining).