W 2015 roku zaprosiłem do Latse Library mieszkających w Stanach Zjednoczonych tłumaczy, którzy przekładają dzieła literackie z języka angielskiego na tybetański. Przez cały dzień rozmawialiśmy o liczbie publikacji, rynku wydawniczym, czytelnictwie, ukończonych i tłumaczonych właśnie książkach, translatorskich problemach oraz sposobach ich pokonywania. Uznaliśmy, że potrzebujemy nie tylko takich spotkań, ale przede wszystkim konkretnego projektu z wizją, programem i planem. I tak rok później narodziła się idea „108 przekładów”. Chciałbym powiedzieć o niej kilka słów z okazji opublikowania i udostępnienia pierwszych tybetańskich tłumaczeń w postaci książek elektronicznych.
Od najdawniejszych czasów po dziś dzień głównym celem tybetańskich przekładów było prezentowanie nowych idei, poglądów oraz stylów literackich nieobecnych wcześniej w naszym języku. Nie dbając o ogół odbiorców, tłumaczyliśmy więc słynne dzieła dla wąskiej grupy najlepiej wykształconych elit. Gdybyśmy mieli biblioteki pełne dobrych książek dla przeciętnego czytelnika i gdyby naszemu językowi nie groziła zagłada, moglibyśmy robić to dalej, szukając arcydzieł o wysublimowanej treści i nowatorskiej formie. Znajdujemy się jednak w sytuacji, w której musimy wziąć na siebie odpowiedzialność za zachowanie ojczystego języka, nie mając przy tym do zaproponowania niemal żadnych lektur, które mogłyby zaciekawić zwykłego odbiorcę. Uważam, że zmusza to nas do zrewidowania celów, jakie przyświecały dotąd naszym przekładom.
Ożywienie języka wymaga zaangażowania wszystkich, którzy go używają. Nie da się tego dokonać, zamykając się w świecie wykształconej mniejszości, wysokich idei i eksperymentalnych form. O żywotności języka stanowią jego cztery wymiary: mówienie i słuchanie oraz pisanie i czytanie, zaś jej najlepszym naturalnym świadectwem jest wysoki poziom czytelnictwa nie pośród elit, ale wszystkich użytkowników. To zaś wymaga szerokiej oferty ciekawych dla ogółu dzieł rodzimych i przekładów. Jest to niezbędne nie tylko dla wskrzeszenia języka, ale i podniesienia poziomu wykształcenia całego społeczeństwa tybetańskiego.
Słowem, „108 tłumaczeń” ma pomóc tchnąć nowe życie w nasz język, a nie, jak dawniej, szukać oryginalnych idei, wizji i stylów dla wybranych. Te książki muszą budzić zainteresowanie przeciętnego czytelnika, nie mogą jednak promować prostactwa i podłości. Nawet dzieła literatury wysokiej powinny być przystępne i zrozumiałe.
Przekłady słynnych lektur, których nikt nie chce czytać, to przedsięwzięcia niedobre. Aby tego uniknąć, wybierając pierwsze tytuły, kierowaliśmy się nie tyle zdaniem krytyków, co wysokością nakładów, liczbą przekładów i wznowień. Postanowiliśmy nie tłumaczyć dzieł, których nikt nie kupuje, choćby otaczała je największa sława.
Książka, która dobrze sprzedaje się za granicą, nie musi przypaść do gustu czytelnikowi tybetańskiemu. Próbując lepiej go poznać, śledziliśmy literackie dyskusje w internecie, analizowaliśmy rynek wydawniczy i metody dystrybucji. Regularnie przepytywaliśmy też najróżniejszych odbiorców. I wiemy, że będziemy mądrzejsi z każdym kolejnym przekładem, gdyż ich recepcja pomoże nam lepiej zrozumieć zainteresowania czytelników i dostosować się do nich.
Kolejnym celem naszego projektu jest promowanie przekładów, które najlepiej oddają ducha oryginału. Do tej pory na tybetański tłumaczono głównie z chińskiego. Wciąż bardzo nieliczne wyjątki od tej reguły stanowią przekłady z angielskiego. Z chińskiego, rzecz jasna, należy tłumaczyć książki chińskie, ale nie dzieła, które napisano w innych językach. Przekład z drugiej ręki jest, ma się rozumieć, lepszy niż żaden, niemniej (zwłaszcza w przypadku literatury) oryginalny smak rozmywa się wtedy w dwójnasób. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości.
Chcąc temu zaradzić, postaramy się zwiększyć liczbę przekładów oryginalnych, przede wszystkim z angielskiego. Na razie Tybetańczycy znają biegle tylko chiński, angielski i hindi, na tym etapie skupimy się więc na nich. Mamy przecież nadzieję, że z czasem do naszego programu dołączą tłumaczący z innych języków.
Stawiając na wierność, przy wyborze tłumaczy kierujemy się przede wszystkim kompetencjami językowymi i doświadczeniem. Kandydatów prosimy o kilkustronicowe próbki i oceniamy, na ile udało się im oddać po tybetańsku treść i klimat oryginału. Ale to nie wszystko. Gotowy przekład jest oceniany przez ekspertów, którzy doskonale znają oba języki i podejmują ostateczną decyzję o włączeniu tekstu do naszego programu. Jeśli nie spełnia on wymaganych standardów, tłumacze są proszeni o dokonanie poprawek.
Poza wiernością oryginałowi tybetański tekst – jak każdy profesjonalny przekład – musi dobrze brzmieć i łatwo się czytać. Dlatego też po przyjęciu tłumaczenia przystępujemy do prac redakcyjnych. Na tym etapie ekspert od gramatyki sprawdza pisownię i szlifuje składnię, by dzieło, nie tracąc nic z urody pierwowzoru, było przystępne dla zwykłego tybetańskiego czytelnika.
Problemem wielu przekładów są nowe terminy, które nie mają utartych odpowiedników w naszym języku. Mamy dziś wiele słowników angielsko-tybetańskich, ale nie nadążają one za zmieniającym się światem i nie wypracowały wspólnej terminologii. „108 przekładów” niewątpliwie będzie się z tym borykać. Nawet jeśli nie stworzymy standardu, przynajmniej wzbogacimy nasze słownictwo i z pewnością ukujemy wiele terminów, które trafią do codziennego języka.
Komitet organizacyjny naszego programu przedstawił system transliteracji wyrazów angielskich. Będziemy się go trzymać we wszystkich publikacjach, zachowując jednolitą pisownię nazw osób, miejsc, instytucji i rzeczy. Mamy nadzieję, że przyczynimy się w ten sposób do stworzenia standardu, który przyjmie się w Tybecie i poza jego granicami.
Wśród tłumaczy i tłumaczek „108 przekładów” są doskonale wykształceni sześćdziesięciolatkowie z wielkim bagażem doświadczeń oraz osoby dwudziestokilkuletnie, które dorastały w warunkach stworzonych do przyswojenia wielu języków. Mieszkają w Tybecie, Indiach, Stanach Zjednoczonych i innych państwach. Żaden program przekładów nie połączył dotąd tak zróżnicowanej grupy. Mam nadzieję, że w ich ślady pójdą następni i że nie będzie to przedsięwzięcie jednego komitetu, tylko wszystkich tłumaczy w Tybecie i gdzie indziej. Modlę się też, by nasz wspólny projekt pomógł tchnąć nowe życie w język tybetański.
Na koniec chcę z całego serca pogratulować i podziękować za ciężką pracę wszystkim zaangażowanym: Pemie Bhumowi, Kristinie Dy-Liacco, Tenzinowi Gelkowi i Gendynowi Rabsalowi z redakcji „108 przekładów” za entuzjazm i odpowiedzialność, tłumaczom za ich dzieło i trud, oraz ekipie Dharma Treasure za wsparcie. Bez nich to przedsięwzięcie byłoby jak tęcza latem: świetlane, kolorowe i pozbawione jakiejkolwiek treści. Zatem jeszcze raz – stokrotne dzięki dla wszystkich.
Stany Zjednoczone, 2018 rok
Serię otwiera Noc Elie Wiesela w przekładzie Pemy Bhuma.